Do więzienia za samochodową ładowarkę!

Pan Andrzej dzieli gospodarstwo po rodzicach ze swoją byłą żoną i pasierbem. Obie strony od lat żyją w konflikcie. Jego apogeum przypadło na 2011 rok, kiedy była żona oskarżyła pana Andrzeja o kradzież... ładowarki samochodowej. Sąd kazał zapłacić mężczyźnie 200 zł grzywny, a ten uniósł się honorem. Twierdzi, że nie zapłaci, bo niczego nie ukradł. I tak przez niepozorną ładowarkę pójdzie do więzienia. Na 4 dni.

62-letni Andrzej Szczęsny z małej wsi Cieślin pod Inowrocławiem jest rolnikiem. Kiedy 20 lat temu żenił się z dużo młodszą od siebie kobietą, nie przypuszczał, że tej decyzji będzie w życiu żałował najbardziej.

- Mam gospodarstwo po rodzicach. Zapisali mi je jeszcze przed ślubem. Teście chcieli, żebym dopisał moją byłą, więc to głupstwo zrobiłem. Jakby tu była zgoda i harmonia, to by to gospodarstwo kwitło. Pewnego dnia odkryłem… przyjaciela miała - mówi pan Andrzej

W 2010 roku małżonkowie rozwiedli się. Zaczęła się też, trwająca do tej pory, batalia sądowa o podział majątku. Gospodarstwo zaczęło podupadać, a życie pod wspólnym dachem zamieniło się w koszmar.

- Na jej prośbę czy zlecenie, jej syn z pierwszego małżeństwa z tynków wyrywa kable, wszystko kradnie z obory. W piwnicy okna powybijał, żeby mi zmarzły ziemniaki. Wszystko złośliwie robią. Nie chce mu się pracować, chce żyć łatwo. Żadna pralka nie ma silnika, wszystko wykręca, miedź w skupie sprzedaje. Ale żadnej rzeczy on tu nie kupił, bo to jest wszystko po moich rodzicach. Ona też nie pracuje - mówi pan Andrzej.

To, co stało się w 2011 roku, do tej pory nie mieści się w głowie panu Andrzejowi. Jego była żona posądziła go o przywłaszczenie ładowarki samochodowej.

Pan Andrzej: Nie wiadomo, co się z nią stało, po prostu on wziął, a co dalej, to nie wiadomo, bo wiele rzeczy w tym domu ginie bezpowrotnie. Ja tej przetwornicy nie używałem w ogóle, jej syn używał.
Reporter: A czyja ona była?
Pan Andrzej: Mojej byłej żony.
Reporter: I gdzie się znajdowała?
Pan Andrzej: W rękach jej syna. On jak chciał naładować komórki, to przychodził do mnie, żebym mu użyczał samochód.
Reporter: A dlaczego nie mógł naładować komórki w domu, tylko trzeba było ładować w samochodzie?
Pan Andrzej: Bo w tym czasie nie mieliśmy prądu, odcięli nam prąd. Ładowarka zniknęła, a ona mnie podała do sądu, że ja to przywłaszczyłem.

Sprawa ładowarki trafia do sądu. Sąd Rejonowy w Inowrocławiu w 2011 roku wyrokiem nakazowym skazał pana Andrzeja na karę grzywny 200 złotych. Mężczyzna absolutnie nie zgodził  się wyrokiem i rozpoczął walkę. W 2015 roku wyrok się uprawomocnił.

- Sąd rozpoznający sprawę wyszedł z założenia, że sprawa jest oczywista , że okoliczności czynu nie budzą wątpliwości i wina nie budzi wątpliwości. Kara została skierowana do egzekucji po tym, jak pan Andrzej nie zareagował dobrowolnie na wezwanie sądu i nie zapłacił tej kwoty 200 złotych. W konsekwencji kara grzywny została zamieniona na prace społecznie użyteczne. Pan nie podjął tej pracy i w konsekwencji kara grzywny została zamieniona na karę pozbawienia wolności w wymiarze 4 dni - informuje Ryszard Owczarzak, wiceprezes Sądu Rejonowego w Inowrocławiu.

- Nie zapłacę, ponieważ jestem niewinny. Sąd bardzo dobrze wie, że popełnił błąd. Poza tym nie stać mnie. Ja mam 400 zł na utrzymanie - mówi pan Andrzej.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl