Wycięli dęby, spalili majątek świadków

Seria pożarów w zemście za składanie zeznań. Rolnicy ze spółki Promex zgłosili policji nielegalną wycinkę kilkuset dębów. Dziś o sprawie pamiętać już nie chcą. Ktoś już cztery razy podpalił ich maszyny i budynki. Rolnicy szacują straty na milion złotych. Sprawców nielegalnej wycinki nie ustalono.

Rożnów koło Kluczborka to niewielka miejscowość, w której mieszka zaledwie kilkuset mieszkańców. Działa tam spółka pracownicza Promex, która zajmuje się uprawą zboża i hodowlą bydła. Wiosną zeszłego roku jej prezesi byli świadkami nielegalnego wycięcia kilkusetletnich dębów.

- Tutaj rosło pół hektara lasu, głownie dębowego, była też duża grobla, to też wszystkie dęby wycięto – opowiada Wiesław Walczak, wiceprezes firmy Promex.

- Policja nie ustaliła, kto wyciął te drzewa. Przyłapywała operatorów koparek, ale oni zeznawali, że niwelują teren gruntów rolnych, a nie wycinają drzewa – mówi Mirosław Dragon, dziennikarz Nowej Trybuny Opolskiej.

W maju bieżącego roku doszło do pierwszego podpalenia urządzeń rolniczych należących do Promexu. W nocy nieustalony dotąd sprawca włamał się do hal, gdzie stał nowoczesny sprzęt.

- 19 maja został podpalony pierwszy kombajn i siewnik zbożowy. Spłonęła nam jeszcze część dachu. Dziwny zbieg okoliczności, bo to było 19 maja, a dzień później razem z prezesem mieliśmy zeznawać w sądzie w sprawie wycinki lasu – mówi Wiesław Walczak, wiceprezes Promexu.

Prezesi rolniczej spółki wówczas nie dali się zastraszyć. Złożyli zeznania. Kilka dni później w środku nocy ktoś podpalił im oborę. Cudem uratowano bydło.

- 21 maja została podpalona nam obora, w której znajdowało się 120 krów mlecznych. Pracownicy w tym dniu przyszli o wiele wcześniej do pracy. I dzięki temu szybko zareagowali, zawiadomili straż – opowiada Wiesław Walczak, wiceprezes Promexu.

- W czasie oględzin strażacy zauważyli 3 butelki po napojach. Znajdowała się w  nich substancja łatwopalna. Były one zlokalizowane w trzech rożnych miejscach. W tych miejscach było zarzewie ognia – informuje Maciej Kochanowski z Państwowej Straży Pożarnej w Kluczborku.

3 czerwca podpalono magazyn z nawozem i zbożem. A 7 sierpnia, co widać na zdjęciach z monitoringu, bandyci podpalili kombajn Promexu i wysadzili ciągnik.  Sprawców nadal nie udało się zatrzymać.

- To już jest czwarte podpalenie, a końca nie widać – mówi Wiesław Walczak, wiceprezes Promexu.

- Mamy 4 podpalenia, gdzie został zniszczony sprzęt o wartości miliona złotych. Policjanci prowadzili postępowania, ale sprawcy nie zostali ujęci – mówi Eugeniusz Torczyło, prezes Promexu.

- Ja powiedziałem, że przepraszam jego, żeby dał nam święty spokój, na wszystkie sprawy dębowe mam amnezję i już.
Na żadnej policji, prokuraturze, czy sądzie w tej sprawie zeznawać nie będę – dodaje Wiesław Walczak, wiceprezes Promexu.

Póki co, jedyną ukaraną osobą jest Stanisław J. - właściciel terenu, na którym rosły dęby. Sąd ukarał  go grzywną  za wycięcie lasu, a za wykarczowanie pojedynczych drzew, które rosły na groblach, urząd gminy nałożył karę administracyjną.

- Miesiąc temu zapadł wyrok. Obwiniony Stanisław J. został skazany na karę grzywny – 5 000 zł za nielegalne usunięcie drzew i zamienienie lasu w działkę rolną – informuje  Ewa Kosowska Korniak z Sądu Okręgowego w Opolu.

- Z tytułu nielegalnej wycinki drzew z działek należących do pana J. zostały nałożone dwie kary administracyjne. Jedna kara za wycinkę 45 drzew to około 1 mln zł i druga kara za naruszenie sytemu korzeniowego drzew - ponad 3,6 mln zł – dodaje Bogusław Adaszyński, wiceburmistrz Wołczyna.

Właścicielem terenu, na którym rosły wycięte dęby, jest prawie 70-letni mężczyzna z Wielkopolski. Dotarliśmy do jego żony. Twierdzi ona, że nie ma pojęcia, kto wyciął las oraz wolnostojące dęby. Kobieta nie przejmuje się olbrzymimi karami, jakimi zostali oni ukarani.

Okazuje się, że szefowie rolniczej spółki nie są jedynymi zastraszonymi i terroryzowanymi osobami. 6 listopada zeszłego roku podpalono dom, w którym mieszkał rolnik – ekolog Adam Olbrych.  Wcześniej on również powiadomił organy ścigania o karczowaniu dębów.

- Nie wiem, kto dom podpalił. Wiem, że to miało związek z moim zgłoszeniem, bo następnego dnia miałem jechać do prokuratury zeznawać w sprawie wycinki drzew. Teraz mieszkam w barakowozie. Sprawę wycinki umorzono ze względu na niewykrycie sprawcy – mówi Adam Olbrych, rolnik.

- Podczas wykonywania czynności nasi pracownicy zostali zastraszeni poprzez to, że jadący z dużą prędkością samochód jechał w ich kierunku. Musieli się rozbiec. Wyglądało to tak, jakby ktoś chciał ich rozjechać. Kierowcą pojazdu był zięć właściciela terenu, właściciel firmy meblarskiej. Sprawę umorzono – opowiada Bogusław Adaszyński, wiceburmistrz Wołczyna.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl