Legendarny „złoty pociąg”... Czy istnieje?

Ile jest prawdy w opowieściach o „złotym pociągu”? Czy jesteśmy o krok od historycznego odkrycia? Nasza ekipa pojawiła się w Górach Sowich, w miejscu wskazanym przez Głównego Konserwatora Zabytków. Zjechali tam dziennikarze i poszukiwacze skarbów z całego świata.

18 sierpnia do Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu zgłosili się prawnicy reprezentujący ludzi, którzy twierdzą, że dokonali niesamowitego odkrycia. Odnaleźli legendarny, zaginiony w czasie II wojny światowej w Górach Sowich, "złoty pociąg".

– Zgłosiło się do nas dwóch klientów. Jak już powszechnie jest wiadomo: Polak i Niemiec. Zlecili oni kancelarii przeprowadzenie procedury zgłoszenia znalezienia rzeczy – mówi nam mecenas Małgorzata Sosnowska, która reprezentuje rzekomych znalazców „złotego pociągu”.

- Sama informacja, że jest to pociąg pancerny, jest wskazówką, że w tym pociągu mogą znajdować się bardzo istotne i ważne rzeczy – mówił na konferencji prasowej Piotr Żuchowski, Generalny Konserwator Zabytków.

– Ci mężczyźni zgłosili się mniej więcej dwa, trzy tygodnie temu do mojego taty i wykorzystali jego dobre serce, łatwowierność. Uzyskali od niego szereg informacji. Tata po prostu jest w posiadaniu bardzo bogatej dokumentacji również odnośnie tego miejsca – twierdzi Marek Słowikowski, syn Tadeusza Słowikowskiego, który od 40 lat szuka „złotego pociągu”.

Wiadomość o „złotym pociągu” w okamgnieniu obiegła cały świat. Do Wałbrzycha przyjechali poszukiwacze skarbów i dziennikarze z kraju i zza granicy. Wszystkich opętała gorączka złota. I mimo, że nikt nie ujawnił gdzie dokładnie ma znajdować się pociąg,  pochłonięci żądzą przygody i bogactwa poszukiwacze ruszyli w teren.

- Myślimy, że pociąg jest. Gdzie? Tak jak wszyscy mówią, na 61 kilometrze – mówi pan Artur, poszukiwacz amator.

- Mnóstwo ludzi właśnie przyjeżdża spoza Wałbrzycha. Widzimy samochody na obcych rejestracjach. Wszyscy są ciekawi – dodaje pani Lidia, która mieszkanka w okolicy, w której ma być ukryty pociąg.

Wśród szukających są zarówno amatorzy, jak i ludzie, którzy badają ten temat od lat i wiedzą o nim bardzo dużo. Spotkaliśmy również kilku z nich.

- Mamy informacje z niemieckich archiwów o 165 000 metrów sześciennych podziemnych budowli w tym rejonie i szukamy ich. Problemem jest to, że nie ma wejść. Polski rząd nie chce ich otworzyć – mówi Christel Focken z Niemieckiego Stowarzyszenia Historyków. - To jest zdjęcie satelitarne. Widzimy ślad po eksplozji, która zamknęła wejście do tunelu. I w tym miejscu jest wejście do tunelu – kontynuuje Christel Focken.

Wałbrzyska gorączka złota ma coraz wyższą temperaturę. W trakcie realizacji reportażu, nieznani sprawcy uszkodzili nasz służbowy samochód. Tego samego dnia w nocy, płonął las nieopodal rzekomego miejsca ukrycia skarbu. Eksperci starają się studzić emocje, ale na to chyba jest już zdecydowanie za późno.

- Po prostu komuś na tym bardzo zależy, zależało i zależeć będzie dalej, żeby cała ta sytuacja nie została wyjaśniona – uważa Marek Słowikowski, który wraz z ojcem Tadeuszem od lat szuka „złotego pociągu”.
Reporter: Dlaczego pański ojciec, tyle lat badając sprawę, mając dokładne plany, nigdy nie starał się dotrzeć do tego miejsca?
Marek Słowikowski:  W 2003 roku nasze prace zostały przerwane po 3 dniach.
Reporter: Przez kogo?
Marek Słowikowski: Dobre pytanie, panie redaktorze. Przyszło trzech panów, nie przedstawili się i po prostu przegonili. Zaczęły się pogróżki w stosunku do mojego ojca. Ja dostałem też po głowie. Zaczęły się różne problemy. Głuche telefony, próby zastraszania. Czyli to samo, co ma w chwili obecnej miejsce.

– Ludność niemiecka twierdziła, że taki pociąg był w Wałbrzychu, ale to są tylko zeznania. Dokumentów na ten temat nie mamy. To są spekulacje – mówi Seweryn Wieczorek, przewodnik w sztolni Walim, części kompleksu Riese.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl