Łyk piwa prawie go zabił

Pan Zbigniew stoczył wieloletnią walkę z koncernem piwowarskim. Poszło o łyk piwa. To co było w butelce spowodowało poparzenia i wizytę w szpitalu. Pan Zbigniew żądał 100 tys. zł zadośćuczynienia, ale po potrąceniu kosztów sądowych przyznano mu jedynie 160 zł.

- Myślę, że pan Zbigniew chciał naszym kosztem zarobić 100 000 zł. I to jest powód do wstydu – mówi Paweł Kwiatkowski, rzecznik prasowy Kompanii Piwowarskiej.

Zbigniew Papinigus ma 65 lat. Dziś emeryt, przez całe życie zawodowy kierowca. Od 16 lat jego życie kręci się wokół walki z jednym z browarów.

Mimo że to odległa przeszłość, poniedziałek, 10 maja 1999 roku pan Zbigniew pamięta w szczegółach do dziś. Był umówiony w domu z kolegą. Ponieważ się spóźnił, w ramach rekompensaty przywiózł piwo.

- Chwyciłem butelkę, od razu do ust i  coś nie tak, zaczęło mnie palić w ustach. Nie mogłem powietrza złapać, dusiłem się. Złapałem za miskę z mlekiem, żeby coś popić, przełknąć, żeby powietrza złapać - opowiada pan Zbigniew.

- Pytam, co się stało? Kota dostałeś? A on tylko „ykkkkkhh” i to wypluwał, wypluwał i mówić nie mógł – dodaje Jerzy Wajer, świadek zdarzenia.

Pan Zbigniew z podejrzeniem poparzenia trafił do szpitala. Razem z nim butelka, z której pił.

- W szpitalu zrobili badania. Stwierdzono, że w środku był m. in. ług sodowy – mówi Teresa Papinigus, żona pana Zbigniewa.

Poszkodowany mężczyzna zgłosił sprawę producentowi piwa. Niedługo po zdarzeniu przyjechali do niego przedstawiciele browaru.

- Wzięli próbkę i kapsel od tej butelki i powiedzieli, że przyślą mi wyniki badań zawartości tej cieczy. I przysłali: Poznań, 3 sierpnia 1999 rok, efektem badań jest ustalenie, że pobrany płyn jest mieszaniną ługu i piwa – czyta pismo pan Zbigniew.

- Osobiście to panu Zbigniewowi bardzo współczuję, że ma kłopoty ze zdrowiem. Natomiast my się tutaj nie czujemy
odpowiedzialni. Jesteśmy bardzo poważnym browarem, bardzo odpowiedzialnie podchodzimy do jakości i do bezpieczeństwa wszystkich, którzy piją nasze piwo – twierdzi Paweł Kwiatkowski, rzecznik prasowy Kompanii Piwowarskiej.

Pan Zbigniew poszedł do sądu. Żądał od Kompanii 100 000 zł zadośćuczynienia. Sąd uznał, że co prawda do zdarzenia doszło, ale wypicie płynu nie wyrządziło panu Zbigniewowi krzywdy.

- Dwóch biegłych:  laryngolog i otolaryngolog badali powoda i  stwierdzili bardzo lekkie obrażenia, które mogą wynikać z wcześniej istniejących dolegliwości – informuje Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.

- Kiedyś się weszło do mieszkania, to czuć było zapach pieczenia, smażenia grzybów, czy ryby. A teraz nie czuję, przestałem, nie ma tej woni, nie ma tego zapachu – opowiada pan Zbigniew.

- Myślę, że po 16 latach bardzo trudno powiedzieć, co w tej butelce mogło być. Liczy się tylko to, czy rzeczywiście to, co było w butelce, zaszkodziło panu Zbigniewowi. Lekarze twierdzą, że nie – mówi Paweł Kwiatkowski, rzecznik prasowy Kompanii Piwowarskiej.

Ostatecznie w 2003 roku sąd nakazał wypłacić panu Zbigniewowi zadośćuczynienie. Ale mężczyzna sprawę wygrał tylko teoretycznie. Zasądzono mu 1000 złotych minus 840 złotych kosztów sądowych, czyli 160 złotych.

- My nie jesteśmy bankomatem, nie możemy każdemu, kto chce, dawać 100 000 zł. Musimy mieć na pensje dla pracowników, to też jest odpowiedzialność, żeby nie ulegać tego typu roszczeniom – mówi Paweł Kwiatkowski, rzecznik prasowy Kompanii Piwowarskiej.

Chociaż sprawa zakończyła się w 2003 roku, pan Zbigniew na zadośćuczynienie czekał 12 lat. Kompania zasądzone 160 zł plus odsetki – dziś łącznie 1231 złotych - wypłaciła dopiero… w lipcu tego roku, po interwencji mężczyzny.

- Myśmy dopiero do tej sprawy dotarli, kiedy przyszło pismo z prośbą o zapłatę i szczerze powiedziawszy, byliśmy przekonani, że już dawno to zostało uregulowane. Nadal nie mam pewności, czy przypadkiem już żeśmy kiedyś nie zapłacili – mówi Paweł Kwiatkowski, rzecznik Kompanii Piwowarskiej.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl