Rolnicy na bruk, bo budują bloki
Władze Lęborka chcą wyeksmitować z gospodarstwa małżeństwo rolników z siedmiorgiem dzieci. Zbigniew Dejk wraz z ojcem dzierżawił ziemię od miasta od ponad 30 lat. Zawarcia nowej umowy mu odmówiono, sprzedaży terenu również. Urzędnicy chcą, by w miejscu gospodarstwa stanęły bloki mieszkalne.
- Maszyny komuś się rozda, ale co z dziećmi? Będę do opieki chodził: dajcie mi 500 złotych - rozpacza Zbigniew Dejk.
- Tu wystarczy zrozumienie, wyrozumiałość, a nie tylko chęć zysku kosztem czyjejś szkody - dodaje Małgorzata Dejk.
Rodzina Dejków od ponad trzydziestu lat prowadzi duże gospodarstwo rolne w Lęborku na terenach dzierżawionych od gminy. Najpierw prowadził je ojciec pana Zbigniewa, ale kilka lat temu poważnie zachorował.
- Mam 20 sztuk bydła, z 60 sztuk tucznika. Jesteśmy na tych ziemiach z tatą razem od 35 lat. Tata cztery lata temu zachorował i przekazał mi to. Wyremontowałem i mieszkamy tu z żoną. Mamy siedmioro dzieci i zależy mi, żebym miał tę ziemię - mówi Zbigniew Dejk.
Pan Zbigniew przyznaje, że w przeszłości był na bakier z prawem. Ale kiedy wyszedł z więzienia kilka lat temu, postanowił zmienić swoje życie. Kupił zwierzęta, maszyny, wyremontował budynki, zaczął pomagać innym. Ale dwa lata temu pojawił się poważny problem.
- Z końcem 2012 roku umowa dzierżawy wygasła i gmina nie zawarła nowych umów dzierżawy. Nie wyraziła też zgody na wykup tych nieruchomości przez pana Dejka, on kilkakrotnie składał takie propozycje - opowiada Artur Ziąbka, pełnomocnik pana Zbigniewa.
- Miasto Lębork wystąpiło z wnioskiem do sądu o to, żebym opuścił ten teren - dodaje pan Zbigniew.
Sąd stwierdził, że skoro miasto nie przedłużyło dzierżawy, dziewięcioosobowa rodzina ma opuścić gospodarstwo i przenieść się do lokalu socjalnego. Dejkowie nie mogą się z tym pogodzić.
- Nie wyobrażam sobie, że przyjedzie komornik w asyście policji i będą chcieli nas wygonić.
Co ja z dziećmi zrobię? - rozpacza pan Zbigniew.
Urząd Miasta w Lęborku nie ukrywa, że tereny, na których mieszka i prowadzi gospodarstwo pan Zbigniew są potrzebne pod budowę bloków. Nowe budynki powstają już na sąsiednich działkach.
- Są duże potrzeby mieszkaniowe, które miasto realizuje. W związku z tym zrobiliśmy nowe podziały, pojawili się pierwsi inwestorzy, którzy zaczęli kupować działki i budować. Zaczęli przybliżać się do tych terenów, gdzie mieszkają państwo Dejkowie - mówi Alicja Zajączkowska, doradca burmistrza Lęborka.
- Ile ten deweloper może dać miastu, pół miliona? To pogadam z siostrą, pożyczy albo sprzeda mieszkanie i my zaniesiemy te pół miliona. Nie wiem co zrobić - mówi pan Zbigniew.
Ale burmistrz twierdzi, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Pan Zbigniew ze swoją rodziną ma się wynieść do mieszkania socjalnego.
- Zaniosę wtedy maszyny i zwierzęta do urzędu miasta. Tu są takie sytuacje, że jak mnie nie ma, przyjeżdża podwładny, pan S i każe do żony wynosić się stąd - mówi pan Zbigniew.
- Pan Dejk złożył wniosek o zasiedzenie części tej nieruchomości. On i jego poprzednicy użytkują ją od kilkudziesięciu lat i uważa, że należy mu się zasiedzenie na tym terenie. Sprawa jest w sądzie - informuje Artur Ziąbka, pełnomocnik pana Zbigniewa.
Ale urząd miasta czekać nie chce. Burmistrz nie znalazł czasu na rozmowę z nami.
- Myślę, że ojciec tej rodziny jest człowiekiem przedsiębiorczym i na pewno znajdzie sposób na utrzymanie tej rodziny. My nie będziemy w tym przeszkadzali - powiedziała nam Alicja Zajączkowska, doradca burmistrza Lęborka.
Urzędnicy obiecali, że jeszcze raz przyjrzą się sprawie pana Zbigniewa i jego rodziny. Dejkowie mają nadzieję, że nie będą musieli opuścić miejsca, które tak bardzo kochają.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk