Zuchwała kradzież. Zadzwonił… „agent CBŚ”

Zuchwała kradzież w Lublinie. 84-letni Stanisław Santarek najpierw odebrał telefon od rzekomego kuzyna, który potrzebował pieniędzy, a chwilę później od kolejnego oszusta, który podszył się pod funkcjonariusza CBŚ i przekonał pana Stanisława, by wziął udział w „zasadzce” na wyłudzacza. Emeryt wypłacił z konta 20 tys. zł i zostawił w parku.

- Poszedłem do dyżurnego policji. O co chodzi? - pyta. Mówię: przyszedłem zgłosić swoją głupotę – opowiada Stanisław Santarek, ofiara oszustów.

84-letni Stanisław Santarek mieszka w Lublinie. Od ponad dwóch dekad zajmuje się działalnością społeczną - przewodzi komitetowi, który opiekuje się lubelskim cmentarzem rzymskokatolickim. Dobroć starszego mężczyzny wykorzystali oszuści działający w grupie przestępczej. Na początku stycznia do pana Stanisława zadzwonił człowiek, który podał się za krewnego i poprosił o pieniądze. Po chwili pan Stanisław odebrał kolejny telefon.

- „Przed chwilą był do pana telefon z żądaniem pożyczki pieniędzy. Jestem z CBŚ. To jest grupa naciągaczy, którzy wyciągają od ludzi pieniądze. Niech pan sobie zapisze moje imię, nazwisko, numer odznaki i zadzwoni na 997 sprawdzić” – opowiada pan Stanisław. – Zakończyłem rozmowę i wybrałem 997. Zgłosił się ktoś inny i potwierdził, że jest taka akcja toczyła się w tamtej chwili - dodaje pan Stanisław. 

Chwilę później znowu zadzwonił mężczyzna podający się za funkcjonariusza policji. Polecił panu Stanisławowi, aby poszedł do banku i wypłacił z konta 20 tys. zł. Pieniądze miały być potrzebne podczas obławy na rzekomych przestępców. 84-latek posłuchał - pobrał gotówkę,
a następnie zostawił ją w altanie w parku.

- Nigdy policja w ten sposób nie prowadzi współdziałania z mieszkańcami. Nie żądamy przelewania czy zostawiania pieniędzy. Zastanówmy się, gdy ktoś do nas dzwoni z prośbą o przekazanie pieniędzy. Już wtedy powinno nam się zapalić światełko, a wszystko po to, by nie stracić oszczędności życia – radzi Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.

Sprawę przekazano kryminalnym z Komendy Wojewódzkiej w Lublinie. Jeszcze w styczniu zatrzymano trzech członków grupy - Piotra P., Pawła S. i Jana S. Mają od 28 do 38 lat. Przy mężczyznach zabezpieczono 50 tysięcy złotych i luksusowe auto.

- Na poczet przyszłych kar i grzywien został zabezpieczony samochód BMW. Zabezpieczyliśmy też broń i falsyfikaty legitymacji policyjnych. Sprawa ma charakter rozwojowy, będą miały miejsce dalsze zatrzymania – mówi Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.

- Podejrzani są tymczasowo aresztowani od 31 stycznia. Areszt był przedłużany. Jego data końcowa został ustalona na 29 października tego, a więc do połowy tego roku prokuratura w Lublinie skieruje akt oskarżenia do sądu – zapowiada Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Pan Stanisław musiał czekać pół roku na przełom w swojej sprawie. Jak twierdzi, w tym czasie mocno podupadł na zdrowiu. Ma problemy z biodrem i nie może już oprowadzać wycieczek. Do tego doszły problemy finansowe.

- Emeryturę mam niską. A mój 10-letni piec gazowy już drugą zimę zaczyna szwankować. Liczyłem, że za te pieniądze go wymienię, niestety - mówi pan Stanisław.

Jak się okazało jeden z podejrzanych przyznał sie do winy. To otwiera drogę do skazania mężczyzny. Jednak mimo wyroku, otrzymanie z powrotem 20 tysięcy może nie być łatwe.

- Nawet w sytuacji, gdy mamy wyrok skazujący, nie zawsze udaje sie odzyskać pieniądze – przyznaje Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

- Pół roku mija i właściwie nie wiem nic. Znając nasz system ścigania, to potrwa latami. U nas mówimy, że nie doczekał sprawiedliwości, bo w międzyczasie odszedł – podsumowuje Stanisław Santarek, ofiara oszustów.*

* skrót materiał

Reporter: Marcin Łukasik

mlukasik@polsat.com.pl