Przyjechali w nocy – podrzucili 300 ton śmieci!

Jan Marek z żoną zastali na swojej działce około 300 ton śmieci! W środku nocy zwiozło je tam kilkadziesiąt ciężarówek. Małżeństwo o niczym nie wiedziało, bo mieszka 70 kilometrów dalej. Utylizacja odpadów będzie kosztowała kilkaset tysięcy złotych. Ekolodzy podejrzewają, że to efekt działalności mafii śmieciowej.

Gigantyczne wysypisko powstało 1 września w miejscowości Syrynia koło Wodzisławia Śląskiego. Nocą kilkadziesiąt ciężarówek wysypało na środku działki należącej do pana Jana i jego żony Małgorzaty śmieci komunalne, a także gruz i ziemię.

- To co się tutaj dzieje, przerasta wszelkie wyobrażenia. Jacyś sprawcy na naszym terenie porzucili około 300 ton śmieci komunalnych, z którymi nie wiem, co mam zrobić – mówi Jan Marek, właściciel terenu.

- Są to grunty orne. Tu jest wszystko: śmieci komunalne, worki, buty, szmaty, wszystko, co wyrzucamy z własnych domów – dodaje Małgorzata Mizgalska-Marek, właścicielka terenu

- Z naszych oględzin wynika, że to mogło trwać 8-9 godzin.  Prowadzimy tam prace drogowe, kręcą się tam nasze firmy komunalne – informuje Bogdan Burek, zastępca wójta gminy Lubomia

Przez przypadek ciężarówki, które przywiozły śmieci, zauważył zastępca wójta gminy Lubomia. Zrobił kilka fotografii i zawiadomił policję. Jednak wiadomo, że postępowanie szybko się nie skończy.

- Nie ukrywam, że za jednym TIR-em zrobiłem sobie wycieczkę, informując policję, która mi skierowała tam dwa radiowozy. Policjanci wylegitymowali kierowców – opowiada Bogdan Burek, zastępca wójta gminy Lubomia.

- Z naszej perspektywy ta interwencja wyglądała inaczej. Zostaliśmy powiadomieni o ujawnieniu nielegalnego wysypiska. Na miejscu zastali funkcjonariusze urzędników, którzy zauważyli dwie ciężarówki. Policjanci przyjechali na miejsce, kiedy żadnych kierowców nie było – mówi Joanna Paszenda z Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śląskim.

Właścicielami terenu, na którym znajdują się śmieci jest małżeństwo z Zabrza. Obydwoje pracują na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. W Syryni bywają rzadko. Póki sprawcy nie zostaną złapani i osądzeni, to oni ponoszą prawną odpowiedzialność za to, co się stało.

- Jeżeli policja nie ustali sprawcy, to gmina będzie musiała wywrzeć presję na właścicielu terenu. Koszty wywiezienia tego to kilkaset tysięcy złotych – szacuje  Bogdan Burek, zastępca wójta gminy Lubomia.

- Przepisy mówią, że to ja powinienem zutylizować na własny koszt. Wynika z tego, że powinienem spać tu 24 godziny na dobę – mówi Jan Marek, właściciel terenu.

Jak ustaliliśmy policja dotarła do dwóch kierowców, którzy 1 września byli widziani przez urzędników. Ci jednak przyznają się tylko do przywozu ziemi i gruzu. Twierdzą, że z porzuconymi śmieciami nie mają nic wspólnego.  

Co ciekawe dwa lata temu również doszło do zaśmiecenia gruntów w gminie Lubomia.  Wówczas to gmina zapłaciła za utylizację nieczystości, mimo że porzucono je na terenach należących do kolei. Teraz urzędnicy nie chcą tak postąpić.

- Skala tego problemu usprawiedliwia nas do mówienia o mafii śmieciowej. Ktoś na tym zarabia i obciąża kieszenie ludzi, którzy są niewinni – mówi Paweł Śledziński z organizacji ekologicznej WWF Polska.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl