Uciekał przed policją. Myślał, że to napad
Pan Maciej uciekał przed policją w Gdańsku-Wrzeszczu, bo myślał, że to napad. Późnym wieczorem do jego samochodu podbiegło kilku zamaskowanych mężczyzn z bronią, krzycząc, że są z policji. Kiedy funkcjonariusze stłukli szybę w jego audi, przerażony zaczął uciekać. Ci ostrzelali auto! Całą winą za incydent policja obarcza na pana Macieja.
6 stycznia bieżącego roku w Gdańsku –Wrzeszczu policja zatrzymała na gorącym uczynku dwóch sprawców podpalenia kancelarii notarialnej. Pech chciał, że w tym czasie, dwie przecznice dalej zaparkował swój samochód przed jedną z kamienic 25-letni informatyk – Maciej Błażewicz. Mężczyzna, który nie miał nic wspólnego z podpaleniem przyjechał po swoją matkę.
- Stałem na chodniku równolegle do drogi, kiedy zza budynku wybiegło dwóch mężczyzn w kierunku mojego samochodu. Jeden z tych panów miał czarną kurtkę i kominiarkę, a drugi kurtkę z czerwonymi wstawkami. Jeden z nich miał latarkę, świecił mi w oczy. Zaczął szarpać za klamkę. Były okrzyki „policja”. Jeden z nich zaczął uderzać kolbą karabinu w szybę. Za drugim razem szyba pękła. Byłem pewien, że to próba kradzieży – opowiada pan Maciej.
Mężczyzna twierdzi, że się przestraszył. Nie miał pojęcia, że byli to funkcjonariusze policji. Odpalił silnik i postanowił uciekać. Wówczas zamaskowani mężczyźni stojący obok auta, zaczęli w jego kierunku strzelać. Pierwsza kula trafiła w szybę i utkwiła w fotelu, kolejne w błotnik i tył samochodu.
- Skręciłem zaraz za przejściem w prawo i dostrzegłem radiowóz. Zatrzymałem się szukając pomocy. Nie mam do czynienia z policją. Jedynie, co widzę w wiadomościach, czy na filmach, że policjanci chociaż mają zawieszoną odznakę albo mundur. Na okrzyk „policja” nie zareagowałem, bo każdy może tak krzyknąć – mówi pan Maciej.
- Przez kilka godzin myślałam, że jestem młodą wdową. Teściowa mi powiedziała, że pod oknem były strzały. Maciek miał być, ale go nie ma. Skoro nie odbierał telefonu, to myślałam, że coś mu się stało. Wrócił do domu dobę później – opowiada Monika Błażewicz, żona pana Macieja.
- Padło 5 strzałów z broni służbowej – informuje Aleksandra Siewert, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Oficer prasowa gdańskiej policji na spotkanie z naszą ekipą przyszła wraz ze swoim asystentem. Mężczyzna nagrywał nie tylko przebieg wywiadu, ale także rozmowę po jego zakończeniu. Policjantka twierdzi, że kryminalni podeszli do samochodu, aby skontrolować, kto w nim siedzi.
- Kierujący audi staranował policjanta, który odniósł obrażenia ciała. Policjanci użyli broni, kiedy bezpośrednio jechał na nich. Policjanci wielokrotnie mówili temu mężczyźnie, że są z policji. Mieli zawieszone na szyi legitymacje służbowe – twierdzi Aleksandra Siewert, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
- Panowie ci nie podeszli, a podbiegli do samochodu i to z bronią. Jeżeli mieli na szyi legitymacje, to być może pod kurtkami. Widocznych elementów nie mieli – mówi Witold Lejk, pełnomocnik pana Macieja.
Pana Macieja oskarżono o napaść na funkcjonariusza. Sprawę wnikliwie zbadała prokuratura. Stwierdziła, że mężczyzna nie może ponosić odpowiedzialności za to, co się stało. Nie wiedział, że są to policjanci, więc jest niewinny. Tym bardziej, że nie miał żadnego powodu, aby uciekać policją.
- W oparciu o zeznania świadków, monitoring, oględziny miejsca zdarzenia ustalono, że zatrzymany mógł nie mieć świadomości, że osoby, które chcą go zatrzymać, to policjanci. Prokurator umorzył postępowanie – mówi Jolanta Jankowska-Matusiak z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz.
- Potraktowano go jak przestępcę. W internecie są informacje, także wypowiedzi pani rzecznik, że zatrzymano trzech mężczyzn, którzy byli karani. A ten najstarszy, czyli mój syn, miał być przywódcą bandy. To było przerażające. Mój syn nigdy nie był karany – opowiada Mariola Błażewicz, matka pana Macieja.
Z decyzją prokuratury nie zgodził się jeden z dwóch policjantów, którzy uważali się za poszkodowanych podczas omyłkowego zatrzymywania pana Macieja. Także pan Maciej oddał sprawę do sadu przeciw policji. Żąda 16 tysięcy złotych za naprawę samochodu
- Ani przeprosin, ani zwrotu pieniędzy nie otrzymałem. Mam żal do policji – mówi pan Maciej.*
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki