Tajemnicze zniknięcie. Została plama krwi

Pani Mieczysława czyta w sypialni książkę. Tuż przed snem, około 23 wychodzi na taras zapalić papierosa. Tam jest widziana po raz ostatni. 60-latka zniknęła 18 sierpnia. Zostawiła dokumenty, leki, pieniądze i kule, o których się poruszała. Mąż, który był razem z nią w domu, niczego nie słyszał. To nie pierwsze takie zaginięcie w Romanówce koło Sandomierza…

Pani Mieczysława ma męża, dzieci i wnuki. Jest powszechnie lubiana i szanowana. Od miesiąca we wsi mówi się wyłącznie o niej.

- Wszyscy się boją, bo nie wiadomo, co się stało – słyszymy od pracownicy jednego ze sklepów.

- Boimy się wieczorem, bo może jakiś wampir tu chodzi?! Nie wiemy! Noc ma swoje prawo – mówi mieszkanka Romanówki.

- Już by się ta kobita znalazła, byłby spokój! Ale jak wyrzucona gdzie w krzaki, to dziki już ją dawno zjadły – dodaje inny mieszkaniec Romanówki.

Pani Barbara pokazuje nam pokój zaginionej matki: „Tu przebywała po raz ostatni. Na łóżku jest krew. Została przyłożona kolejnymi poduszkami, jakby ją ktoś zakrył.” W noc zaginięcia w domu przebywał mąż pani Mieczysławy: „Ja na dole telewizor włączyłem, a ona poszła na górę, czytała książkę, wszystko” – opowiada mężczyzna. Twierdzi, że niczego podejrzanego nie słyszał.

Jest 18 sierpnia tego roku. Około godziny 23 pani Mieczysława szykuje się już do snu. Czyta książkę. Wychodzi jeszcze na balkon na papierosa. Potem ginie po niej wszelki ślad.

- Wygląda, jakby to mama zostawiła. Otwarta książka, okulary, kule. Bez nich mama nigdzie dalej niż do sąsiadek, się nie wybierała. Krwi, która jest na łóżku, też nigdzie indziej nie było. Policja przeszukała pomieszczenia specjalnymi urządzeniami, w razie gdyby ktoś próbował zetrzeć tę krew. I nic nie znaleźli, ani kropli - mówi pani Barbara.

- Na chwilę obecną nic nam się nie układa w jedną całość. Możemy jedynie mówić o pewnych przypuszczeniach, hipotezach. Natomiast jest ich bardzo wiele i nie możemy żadnej na obecnym etapie wykluczyć. Przy poszukiwaniach użyto policjantów, policyjnego śmigłowca, drona. Niestety, nic nie znaleźliśmy – informuje Kamil Tokarski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.

Tymczasem wśród okolicznych mieszkańców słychać plotki o tym, co stało się z panią Mieczysławą. „Że to my mamę zabiliśmy, że ją gdzieś zakopaliśmy, tego typu – mówi pani Barbara. Mąż zaginionej dodaje: „Już uszy znalazły, już ręce znalazły, już że cmentarz ją wywiozłem, och Boże ludzie różnie mówią”.

Dziewięć lat temu w Romanówce miała już miejsce podobna historia. Zaginęła wówczas inna kobieta, również 60-letnia Jolanta Kulińska. Do dziś policji nie udało się jej odnaleźć. Bardzo możliwe, że padła ofiarą morderstwa.

- Zrobiła zakupy i poszła drogą do Łukawy, to będzie 4 km stąd. Wtedy była mgła. Do Łukawy nie doszła - opowiada mieszkaniec Romanówki.

- Seryjny zabójca? Jeśli by już sobie upatrzył ten teren, to chyba za długo czekał – zastanawia się Robert Kaczmarski, sołtys Romanówki.

Pani Mieczysława nie wzięła ze sobą pieniędzy ani dokumentów. Nie ma też leków. Może potrzebować pilnej pomocy lekarskiej. Policjanci wciąż badają wszelkie możliwe tropy. Szanse na odnalezienie kobiety z każdym dniem stają się jednak coraz mniejsze.

- Nasze działania mają zupełnie inny charakter, niż te prowadzone w pierwszych godzinach po zaginięciu kobiety. Zapewniam, że w dalszym ciągu pracujemy i nie spoczniemy dopóki nie odnajdziemy pani Mieczysławy – mówi Kamil Tokarski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.

- Moim zdaniem, doszło do jakiegoś mikrowylewu, urazu, i mama po prostu musiała stąd wyjść. Tylko gdzie poszła i gdzie teraz przebywa… nie mam pojęcia – podsumowuje pani Barbara.*

* skrót materiał

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl