Skandaliczny poród: 5 godzin wzywała lekarza!

Mała Karolinka to długo wyczekiwane dziecko pani Ewy i Adama. Dziecko, które nigdy nie będzie w pełni sprawne. Pani Ewie już w 26. tygodniu ciąży odeszły wody płodowe. Przez tydzień leżała na oddziale patologii ciąży szpitala w Białymstoku. W nocy zaczęła rodzić. Krzyczała z bólu i wzywała lekarza. Doktor zjawił się dopiero po 5 godzinach! Karolinkę cudem uratowano.

Pani Ewa i pan Adam na stałe mieszkają w Wielkiej Brytanii. Kiedy pod koniec zeszłego roku okazało się, że kobieta jest w ciąży, byli bardzo szczęśliwi.

- Przyleciałam do Polski w 20. tygodniu ciąży. Wszystko było w porządku, miałam zgodę lekarza prowadzącego w Anglii – mówi Ewa Gotowicka, mama Karolinki.

Po kilku tygodniach pobytu w Białymstoku pani Ewa źle się poczuła. Udała się do lekarza, który stwierdził, że odchodzą jej wody płodowe i wypisał skierowanie do szpitala.

- Wiadomo było, że ten dzieciak będzie wcześniakiem, więc będzie potrzebował bardziej skomplikowanej opieki. Nie przyszło nam do głowy, że coś takiego może się wydarzyć! Przez ten cały tydzień byliśmy uspokajani przez lekarzy i położne: proszę się nie martwić, przyjdzie czas, wyciągniemy – opowiada Adam Krawczyk, ojciec Karolinki.

4 czerwca pani Ewa poczuła skurcze. Lekarz podał jej leki przeciwskurczowe, ale to nie pomogło. Pani Ewa wielokrotnie wzywała lekarza - przez pięć godzin nikt się u niej nie zjawił.

- Jak już mnie zbadał, to krzyknął tylko „na porodówkę”. Zawieźli mnie. Była godzina 3 w nocy, a o 3.13 wyciągnęli ze mnie córkę – opowiada pani Ewa. - Do tej pory nie usłyszałam, gdzie ten lekarz był. Rano, ze łzami w oczach, go pytałam… tylko spuścił głowę i nic nie powiedział.

Karolinka urodziła się bez czynności życiowych. Po reanimacji wróciła akcja serca. Do dzisiaj dziecko leży na intensywnej terapii.

- Za chwilę będzie miała cztery miesiące, a ja nie słyszałam jej głosu i krzyku. Nie wiem, czy kiedykolwiek usłyszę. Wszystko przez brak empatii, brak współczucia, znieczulicę – mówi pani Ewa.

Po porodzie pani Ewy, Uniwersytecki Kliniczny w Białymstoku przeprowadził wewnętrzną kontrolę. Uznano, że doszło do poważnych nieprawidłowości.

- Z lekarzem, który tego wieczora pełnił dyżur zakończyliśmy współpracę. Wobec pozostałych osób: lekarza rezydenta, kierownika kliniki położnych zostały wyciągnięte konsekwencje służbowe w postaci upomnień i nagan - informuje Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.

Dotarły do nas nieoficjalne informacje, że doktor Remigiusz U. - zwolniony po porodzie pani Ewy, szybko znalazł zatrudnienie w szpitalu w Sokółce. Postanowiliśmy to sprawdzić.

Rozmowa z dyrekcją szpitala w Sokółce:

- W lipcu rozwiązano z doktorem umowę w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. Czy pan wie, w jakich okolicznościach to było?
- Nie, nie wiem.
- Nie wiem pan? O tej sprawie było bardzo głośno.
- Nie wiem. Na pewno z naszej strony wyjaśnimy sprawę. Sprawdzimy, czy jest jakieś zagrożenie, żeby ten pan u nas udzielał świadczeń.

Udało nam się porozmawiać przez telefon z doktorem Remigiuszem U.: Jeśli chodzi o medyczną stronę postępowania, w momencie kiedy zostałem poinformowany, a zostałem poinformowany późno, zrobiłem wszystko, co mogłem zrobić. Póki nie ma orzeczenia stosownych organów w Polsce, jest zasada domniemania niewinności, a ja w tej sprawie nie czuję się winny – powiedział nam lekarz.

- Z kolejnego szpitala go zwolnią, to  będzie szedł do następnego i następnego. Mnóstwo jest szpitali w Polsce. To ile on ludziom życia zniszczy swoim postępowaniem? – pyta Adam Krawczyk, ojciec Karolinki.

Rodzice Karolinki złożyli doniesienie do prokuratury. Karę na szpital nałożył też Narodowy Fundusz Zdrowia.

- Do szpitala wpłynęło wystąpienie pokontrolne wraz z oceną negatywną i karą umowną w kwocie 35 000 zł.
Zgromadzony materiał dowodowy wskazuje na niedopełnienie obowiązków przez lekarza specjalistę w zakresie opieki nad pacjentką oraz braku obecności w miejscu wykonywania świadczeń – informuje Rafał Tomaszczuk, rzecznik podlaskiego oddziału NFZ.

- Mi nie chodzi o zemstę, bo to mi nic nie da, nie wróci zdrowia córki. Chciałabym tylko, żeby nikt nigdy tak nie cierpiał, bo kochamy ją nad życie, ale jak widzimy jej łezki, a nie możemy jej pomóc, to przeżywamy coś strasznego – podsumowuje pani Ewa.

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl