Wyskoczył z okna czy ktoś mu pomógł?

32-letni Norbert Sobański z Pabianic pod koniec czerwca odwiedził swoją matkę, wrócił do domu i położył się spać. Obudził się półtora miesiąca później w szpitalu. Dziś jest sparaliżowany i wymaga opieki. Policja twierdzi, że sam wypadł przez malutkie okno w mieszkaniu. Cała kamienica huczy jednak od plotek.

- Nie wiem, co się tej nocy wydarzyło. Jedni mówią, że go zrzucono z okna, drudzy, że na schodach, trzeci, że na „bugaju” go znaleźli i przywieźli pod bramę, tyle wiem - mówi Danuta Rybka, matka pana Norberta.

Życie Norberta Sobańskiego z Pabianic legło w gruzach w nocy z 24 na 25 czerwca bieżącego roku. Mężczyzna wrócił od matki do mieszkania, w którym mieszkał sam i położył się spać. Obudził się w szpitalu… półtora miesiąca później.

- Nic nie pamiętam z tego dnia. Po prostu obudziłem się w szpitalu. Byłem 1,5 miesiąca w śpiączce. Dopiero rodzina powiedziała mi, co się stało – mówi pan Norbert.

- Jedna sąsiadka mówi, że wie, że on za oknem wisiał, ale to okno jest takie malutkie, przecież to jest lufcik, jakby przeszedł, to by na głowę upadł – dodaje Danuta Rybka, matka pana Norberta.

Policja twierdzi, że mężczyzna z niewiadomych przyczyn wypadł przez okno z trzeciego piętra. Sąsiadom i rodzinie pana Norberta jednak nie chce się wierzyć w tę wersję zdarzeń.

- Z naszych ustaleń wynika, że wtedy prócz poszkodowanego 32-latka nie było żadnych innych postronnych osób i do tego zdarzenia nie przyczyniły się osoby trzecie – informuje Joanna Szczęsna z Komendy Powiatowej Policji w Pabianicach.

- Moim zdaniem to dostał wp… Jak mógł z takiego małego okienka na parapecie się trzymać? – dziwi się mieszkaniec kamienicy, w której mieszkał pan Norbert.
Udało nam się dotrzeć do rzekomego świadka zdarzenia:

Reporter: Pan widział, jak go kopali, że go ciągnęli po schodach?
Świadek: No dobra, ale mnie w to nie wciągajcie.
- Kto to był?
- Nie znam, to trzeba jego zapytać.
- Ale pan Norbert nic nie pamięta z tego wypadku.
- Wiem, że komuś był dłużny. Ja nie chce mieć problemów.
- On musiał być kopany.
- Kopany, kopany…Tu nikt się nie odważy mówić, żeby komuś łeb ucięli…
-  To niemożliwe, żeby wypadł przez okno. Na pewno miałby wówczas pękniętą czaszkę - mówi Danuta Rybka, matka pana Norberta.

W zeszłym tygodniu pan Norbert został wypisany z pabianickiego szpitala i trafił do domu z ogromnymi odleżynami. Sparaliżowanym mężczyzną zajmuje się mama. Przy niewielkich dochodach i w wynajętym mieszkaniu rodzina nie jest w stanie zapewnić mu należytej opieki.

- Doprowadzili go do takiego stanu, że trzeba było takie odleżyny duże wycinać. Do domu go tak puścili. Ja nie umiem tego przebierać. Nikt nie przyszedł, nie nauczył mnie tego. Wszystko sama musiałam. Smród niemożliwy, wymiotowałam z samego rana, bo to wszystko już zaczęło gnić. Nie ma łóżka specjalnego na odleżyny, nie wiemy jak robić opatrunki. Ja bym chciała, żeby mu miejsce w ośrodku załatwić, bo sami nie damy rady – opowiada pani Danuta.

- Ich sytuacja materialna jest bardzo trudna. Syn prowadził osobne gospodarstwo domowe, nie był naszym klientem. Dopiero po wypadku, kiedy trafił po szpitalu do matki, będzie objęty pomocą. Przede wszystkim powinna zapewnić opiekę rodzina, ale jej warunki lokalowe nie dają możliwości, żeby osoba leżąca tam mieszkała - mówi Bożena Bednarska z Miejskiego Centrum Pomocy Społecznej w Pabianicach.*

* skrót materiału

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl