Chodzą w maskach po mieszkaniu. Na parterze drukarnia…
Bywa, że Józefa i Jerzy Szymańscy z Żagania chodzą po domu w maskach, a nawet w nich śpią. Małżeństwo twierdzi, że podtruwa je drukarnia działająca na parterze ich kamienicy. „Cztery razy dziennie podłogę trzeba przecierać, bo robi się siwa od pyłków” – mówi pani Józefa. Niedawno lekarz zdiagnozował u niej astmę oskrzelową.
Pan Jerzy i pani Józefa Szymańscy z Żagania zmagają się trudnym do rozwiązania problemem. W kamienicy, w której mieszkają od dwóch lat funkcjonuje drukarnia. Jej działalność niesie ze sobą wiele niemożliwych do zaakceptowania uciążliwości.
- Zaczęły wydobywać się spod podłogi opary, strasznie śmierdziało. Nie szło w mieszkaniu wytrzymać. Chodziliśmy w maskach, a latem przesiadywaliśmy na ławce. W łazience trzeba trzy, cztery razy dziennie podłogę przecierać, bo siwa się robi od pyłków. Całe mieszkanie jest zakurzone – opowiada pani Józefa.
Pan Jerzy o zaistniałej sytuacji wielokrotnie informował rozmaite instytucje. Jednak jak dotychczas żadna z nich nie była w stanie rozwiązać problemu.
– Zwracałem się do urzędu miasta, sanepidu, straży pożarnej, do policji. Nikt nie chce potwierdzić, że to się wydobywa z drukarni. O wszelkich kontrolach właściciele drukarni są wcześniej informowani – mówi pan Jerzy.
W styczniu tego roku inspekcja przeprowadzona przez Powiatowy Inspektorat Sanitarny w mieszkaniu państwa Szymańskich potwierdziła prawie 80-procentowe przekroczenie dopuszczalnego stężenia szkodliwego formaldehydu. Wówczas do sprawy włączył się burmistrz Żagania.
– Jest bardzo rozbudowane postępowanie administracyjne, w którym uczestniczy wiele organów, żeby tą sprawę wyjaśnić. Sprawa jest złożona, trudna. Myślę, że oprze się o sąd. Mieliśmy kontakt z państwem Szymańskimi. Był nawet moment, w którym ze względu na zagrożenie ich życia i zdrowia byliśmy zmuszeni ulokować ich w innym miejscu – informuje Daniel Marchewka, burmistrz Żagania.
Obecna sytuacja jest dla państwa Szymańskich jest bardzo trudna. Właściciele drukarni nie czują się winni, a pani
Józefa Szymańska walkę z uciążliwym sąsiedztwem przypłaciła zdrowiem.
– Zdrowie mi się pogorszyło, jak otworzona została drukarnia. Mam astmę. Spaliśmy nawet w maskach – opowiada pani Józefa.
- Pan Szymański szuka sensacji. Nie będę się wypowiadać na ten temat. Sąd rozstrzygnie, kto ma rację – usłyszeliśmy od pracownicy drukarni.
Większość mieszkańców kamienicy w Żaganiu dawno się wyprowadziła. Państwo Szymańscy jednak nie mają takiej możliwości. W tym momencie są skazani na dalszą walkę o swoje prawa.
- Jesteśmy cały czas podtruwani – mówi pan Jerzy.*
* skrót materiału
Reporter: Jan Kasia