Seniorzy i porno. Szokujące wezwania do zapłaty

Pan Ryszard przeżył szok, gdy w połowie sierpnia dostał wezwanie do zapłaty 750 zł za rzekome udostępnianie treści pornograficznych w internecie! Mężczyzna przeszedł dwa wylewy, ma problemy z mową i chodzeniem. W dniu, gdy rzekomo miał udostępniać porno, jego komputer był w naprawie. Ponadto nie zgadza się adres IP jego komputera z tym podanym w wezwaniu. Podobne pisma z kancelarii mogło dostać nawet 50 tys. osób!

- Oszust to jest delikatne określenie, jeśli on chce się dorobić na kalekach. Kto to może być? Zdrowy człowiek na umyśle tak nie działa –uważa pan Ryszard.

Wezwania do zapłaty wysyła kancelaria z Gdańska. Mogły one trafić nawet do 50 tysięcy osób. Głównie seniorów, osób które nie potrafią korzystać z komputera lub nie posiadają ani sprzętu, ani dostępu do internetu. Jedno z takich pism trafiło również do pani Marii z Tucholi, która z zawodu jest kucharką.

- Pierwsze wezwanie było 13 marca tego roku. W tym wezwaniu było napisane, że jest podana data, godzina, gdy ja pobierałam film pornograficzny. Bardzo się wystraszyłam, poszłam na policję. Z komputera korzystam tylko ja i mój mąż. Ja zaglądam tylko na strony kulinarne – opowiada pani Maria.

Pismo z wezwaniem do zapłaty dotarło też do pani Gabrieli. Kobieta zarzeka się, że nigdy nie ściągała i nie rozpowszechniała treści pornograficznych w internecie. Jak twierdzi, w chwili gdy miała to rzekomo robić, była w drodze do pracy.

- Udowodnieniem tego, że ściągałam było podanie mojego adresu IP komputera. Tylko, że to nie był mój adres IP – mów pani Gabriela.

Prezes kancelarii, która wysyła wezwania do zapłaty nie zgodził się na oficjalną wypowiedź przed kamerą. Do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku zgłosiło się już ponad 2 500 poszkodowanych. Śledczy przesłuchali prezesa kancelarii. Mężczyzna zeznał, że część osób podpisała ugody, jednak nie zdradził, ile jest takich osób.

Reporter: Pan się dobrze czuje ze swoją pracą?
Jacek K., prezes kancelarii: A dlaczego mam się nie czuć dobrze?
- Niektóre osoby czują się zastraszane.
- Okradają twórców poprzez ściąganie nielegalne plików chronionych prawem autorskim.
- Nazywa pan tych ludzi złodziejami?
- W którym piśmie?
- Przecież pan przed chwilą to powiedział.
- Rozpowszechnianie plików chronionych prawem autorskim, to jest jak ukradzenie samochodu i sprzedanie komuś innemu.
- A jaką ma pan pewność, że te osoby faktycznie komukolwiek coś ukradły?
- Ja te osoby proszę o kontakt, aby sprawę wyjaśnić. A ilość podpisanych ugód świadczy o tym, że niektórzy się do tego przyznali.
- A ile ugód pan podpisał?
- Nie powiem panu. Ponieważ nie jestem do tej rozmowy przygotowany.

- Sprawdzamy, czy były podstawy do wysyłania wezwań do zapłaty za rzekome rozpowszechnianie utworów – informuje Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Okazuje się, że gdańska kancelaria jest zwykłą spółką prawa handlowego. Firma kupiła prawa do dystrybucji niszowych filmów pornograficznych. Teraz spółka wysyła zawiadomienia i wzywa do naprawienia szkody. Dla większości osób, które dostały pisma, jest to zaplanowana próba wyłudzenia pieniędzy.

- To jest działalność na granicy prawa. Nie ma przepisu, który penalizowałby takie działania. Prokuratura stoi przed dużym wyzwaniem. Prawodawca nie nadąża za kreatywnością niektórych osób – uważa Anna Borkowska, radca prawny, Borkowska & Partners.
PS. Policja szacuje, że uregulować wezwanie do zapłaty mogło już 10 000  osób.*

* skrót materiału

Reporter: Marcin Łukasik

mlukasik@polsat.com.pl