Przez potok do domu! Złośliwość sąsiadów
Panią Alicję i jej syna oddziela od domu w Nowym Sączu koryto wartkiego potoku. Rodzina mogłaby korzystać z kładki obok, którą, dzięki sponsorom, udało się zbudować po powodzi. Kładka miała służyć wszystkim, ale sąsiedzi zagrodzili przejście do pani Alicji. Wszystko wskazuje na to, że zrobili to bezprawnie.
- Od 2,5 miesiąca jestem osobą bezdomną. Byłam w domu tylko trzy razy – mówi 51-letnia Alicja Horak. Kobieta wraz
z synem ma dom nad potokiem Łęgówka. Pani Alicja przeżyła 4 powodzie.
- Jedna z nich zniszczyła kładkę. Konstrukcji nośnej nie można było odbudować, więc sąsiadka Danuta Ś., jako osoba udzielająca się dla mieszkańców, wystąpiła o pomoc. I dostała taką pomoc z huty, gdzie pomogła „Solidarność” – opowiada pani Alicja.
Reporter: „Solidarność” pomogła pani Ś. z tego względu, że kładka miała być również dla innych mieszkańców?
Henryk Najduch, działacz „Solidarności”: Gdyby była dla jednej osoby, to nie byłoby darowizny o takiej wartości.
Mimo że kładka miała służyć mieszkańcom, pani Alicja nie może z niej korzystać. Sąsiedzi postawili zasieki blokujące przejście na posesję kobiety. Z kładki obok pani Alicja również nie może korzystać z powodu remontu. Pani Alicja wraz z synem muszą więc chodzić do domu korytem rzeki.
- Chodzi im o to, żebym nie mogła się dostać do domu, żeby działka została bez dostępu. A działka bez dostępu nie ma żadnej wartości. Ma wartość jedynie dla sąsiadujących osób – mówi pani Alicja.
- Wcześniej były deski z drutem kolczastym i gwoździe, a teraz nowe zasieki. Barierka kładki też jest wysmarowana, żeby nie dało się wejść z jej drugiej strony. Można się poślizgnąć i spaść albo ubrudzić ubranie – opowiada Dawid Horak, syn pani Alicji.
- Praktycznie nie wchodzę do domu. Udawało mi się to, jak było ciepło. W tym momencie przeprawa przez potok jest niemożliwa. Jest deszczowo, grząsko, człowiek zapada się, jest się cały ubłocony – dodaje pani Alicja.
Prawo wodne jasno mówi, że nie wolno grodzić pasa o szerokości 1,5 metra od brzegu, a nawet stawiać tablic informujących o zakazie wejścia. Sąsiadki Danuty Ś. prawo nie interesuje - zasieków zlikwidować nie chce.
- Mój syn się poniewiera, nie zawsze ma gdzie nocować. Żeby przespać się w domu, ryzykuje życie, przebija palce, ręce, nogi. Na czworakach wychodzi po brzegu – opowiada pani Alicja.
Zadzwoniliśmy po policję, by pomogła pani Alicji otworzyć zasieki i wejść do domu. Kobieta pokazała funkcjonariuszom pismo z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, z którego wynika, że zasieki postawiono nielegalnie.
Podczas interwencji policji, syn pani Alicji z koleżanką rzeką poszli do domu. Okazało się, że dziewczyna dostała ataku padaczki. Na miejsce przyjechało pogotowie, ale ani Danuta Ś, ani policja nie chcieli pomóc ratownikom medycznym przejść do chorej otwierając zasieki.
Ratownik: Dzień dobry, czy możemy przejść, bo chcemy przejść do chorej?
Danuta Ś: Do kogo?
Ratownik: Do chorej, mamy wezwanie.
Danuta Ś: No, to nie do nas.
Ratownik: Ale mamy zasieki.
Danuta Ś: Przepraszam najmocniej, proszę stąd wyjść!
Reporter: Ale tam jest chora.
Danuta Ś: Ja nie wiem, to nie moja sprawa.
Reporter: Ale trzeba te zasieki otworzyć.
Adam Ś: Nie trzeba, to nie są zasieki, to jest teren prywatny, ogrodzony.
Rozmowa z policjantami:
Policjant: Pani twierdzi, że jeżeli ogrodzenie zostanie uszkodzone, złoży w tej sprawie zawiadomienie o uszkodzenie mienia.
Reporter: Ale przecież to jest postawione nielegalnie! A jak na noszach trzeba ją będzie wyprowadzić? To co? Rzeką? Nie mają jak wyjść stąd! Jak na noszach wyprowadzą dziewczynę?
Policjant: Jeśli to zostało uczynione nielegalnie…
Pani Alicja: Mam pismo Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej (RZGW).
Reporter: Widział pan to pismo?
Policjant: Dobranoc państwu.
Ratownicy medyczni wezwali straż pożarną. Strażacy otworzyli zasieki, dzięki czemu pogotowie mogło zabrać dziewczynę do szpitala. Nie wiadomo jak długo przejście będzie otwarte. Rozmawiamy z Justyną Basiagą z Komendy Miejskiej Policji w Nowym Sączu.
Reporter: Skoro te zasieki są postawione nielegalnie i mam takie pismo od RZGW z Krakowa, to dlaczego ta rodzina nie została ukarana?
Policjantka: Tam nie była jasna sytuacja, jeżeli chodzi o linię brzegową. Do końca nie było wiadomo, czy rzeczywiście ten płot wyczerpuje znamiona czynu w ustawie o prawie wodnym.
Reporter: Czyli rozumiem, że można robić coś niezgodnie z prawem, a państwo nie będzie egzekwować prawa?
Policjantka: Egzekwujemy prawo, ale musiały być przeprowadzone czynności wyjaśniające.
- Czuję się jak wyrzutek społeczny.Jak ktoś, komu odbiera się prawo do istnienia, odbiera mu się godność, odbiera się mu wszystko, nawet wiarę w Boga – mówi pani Alicja.*
* skrót materiału
Reporter: Klaudia Szumielewicz
kszumielewicz@polsat.com.pl