Na 5 lat przywłaszczył auto, teraz odsyła je na złom

Magdalena Toporzysz z małej wsi koło Pułtuska od 5 lat bezskutecznie próbuje odzyskać opla Vectrę, którego przywłaszczył 33-letni Dariusz N. z Warszawy. Kobieta chciała go sprzedać za 23 tys. zł. Przed zakupem Dariusz N. poprosił o użyczenie auta na miesiąc. Miał je sprawdzić w warsztacie…

- To się ciągnie już pięć lat. On nie odbiera telefonów, unika kontaktów albo umawia się na spotkania i nie przyjeżdża na nie – mówi pani Magdalena. Kobieta zgodziła się, by Dariusz N. przez miesiąc użytkował samochód, bo kupca polecał ich wspólny znajomy.

- Kiedy padały pytania o spisanie umowy kupna-sprzedaży, było zwodzenie, gra po prostu. Później przyszły mandaty za złe parkowanie, które musiałam zapłacić, były też tankowania paliwa, za które nie było płacone. Nie wiem, co jeszcze przyjdzie - mówi pani Magdalena.

Pani Magda to matka trzech synów, czwarte dziecko w drodze. Praktycznie sama zajmuje się domem, bo mąż pracuje w terenie. Wreszcie oddała sprawę do prokuratury. Dariusz N. nie przyznał się do przywłaszczenia. Za to według jego wersji, pani Magdalena chciała, by to on rozbił samochód, za co ona miała dostać odszkodowanie. Zeznał też, że oddał auto właścicielce.

- Wynajęliśmy firmę windykacyjną. Szukała tego samochodu, ale nie trafiła na żaden ślad – mówi pani Magdalena.

Rozmowa Marka Kozłowskiego, właściciela firmy windykacyjnej z Dariuszem N.:

Marek Kozłowski: Jeździł pan tym samochodem i popsuł się?
Dariusz N.: Nie, nie jeżdżę, przecież ten samochód zabrała i nie wiem, co z nim zrobiła, niech nie będzie taką cwaniarą.
- Jakieś pokwitowanie pani Toporzysz panu wydała, jak pan jej oddawał samochód?
- Nie, bo to było, jak się kłóciliśmy. To nie papierkowo załatwione, tylko to w przykrych okolicznościach. Samochód został zabrany i tyle!
- Ona mówi, że zeznawała na policji w sprawie kradzieży paliwa, na stacjach benzynowych.
- Dostałem za to wyrok, naprawiłem szkodę. Nie miałem pieniędzy, poszedłem zatankowałem se i ch... I przyznałem się do wszystkiego.
- Ona jeszcze musiała płacić kary za parkowania na mieście.
- 50 zł.
- Razem to wyszło trzy razy po 50 zł.
- Dobra, 150 zł zapłaciła, nie zbiedniała.

Na policji Dariusz N. zeznał, że oddał samochód właścicielce. Jednak z treści SMS-ów pomiędzy nim a panią Magdaleną jasno wynika, że doprowadził auto do ruiny i gdzieś porzucił.

„Nie musisz szukać, stoi na Mokotowie, ale spadł silnik o jakieś 2 cm przez te poduszki, bo j… do końca, więc tylko laweta, bo nawet hol nie pomoże. I turbinę… albo nowa albo regeneracja.”

„To oddaje ją na złom, bo nie opłaca się jej robić.”

„Idę, k… podpalić”

Dariusz N. wskazał mężczyznę, który według niego był przy oddawaniu auta właścicielce. Policja poszukiwała go długo, ale bezskutecznie. Ekipa Interwencji ustaliła, że świadek przebywa w Warszawie i mieszka 1300 metrów od komendy, która prowadzi sprawę!

- Jeżeli prokurator uważa, że przesłuchanie świadka jest konieczne, jednocześnie nie może ustalić jego miejsca pobytu, to jest to przeszkoda, która uniemożliwia kontynuowanie postępowania. Jest to przesłanka do zawieszenia sprawy – informuje Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl