Śmieci nie odda. Koszmar sąsiadów zbieracza

Władysław R. z Jaworzna ma obsesję gromadzenia śmierci. Jest ich tak dużo, że nie mieszczą się na jego posesji. W zeszłym tygodniu z ulicy próbowała je uprzątnąć służba oczyszczania miasta i policja. Pan Władysław zawzięcie bronił „dobytku”. W ruch poszły nawet cegły.

Pan Władysław zmienia życie swoich sąsiadów w koszmar od wielu lat. Wszystkie zgromadzone przedmioty uważa za ważne i potrzebne, jednak prawda jest taka, że „pasja” mężczyzny skutecznie zatruwa życie innym mieszkańcom.

- To trwa już od bardzo dawna. Zaczęło się, jak jeszcze dzieckiem był – mówi siostra  Władysława R.

Reporter: Panie Władysławie, a panu się wygodnie żyje, jak tak dużo rzeczy pan ma?
Władysław R.: Mi się bardzo wygodnie żyje! W całym świecie, jak ktoś coś ma, to pali, palił i będzie palił.
- Czyli to wszystko jest do palenia potrzebne?
- Nie, nie.
- A pokazałby mi pan, co pan tu nagromadził?
- Nie, bo to nie jest mój teren.
- Ale jak spadnie śnieg, to wszystko zmoknie, zawilgotnieje i nie będzie nadawać się do palenia?  A do domu przecież pan tego nie schowa wszystkiego.
- To po kolei się będzie wszystko zagospodarowywać. To nie ma żadnego problemu.

Sąsiedzi twierdzą, że mężczyzna terroryzuje całą okolicę. - Męża zaczepia, jak wychodzi z psem albo mamusię. Dzieci na podwórko nie wyjdą. Nie mogą się spokojnie bawić. Kuba z szóstej klasy, chłopak 12 lat ma, to mówi, że pójdzie inną stroną, bo on może stać z jakąś siekierą – opowiada sąsiadka pana Władysława.

- Śmiałem się, jak tu raz przyjechała straż miejska, policja i sanepid. Powiedział, że  to jest towar, że ludzie się o to pytają, a resztę mam do palenia w piecu. Stwierdzi, że jak przywiozą mu węgiel, to może z części zrezygnuje. Zapakowali się i pojechali. Nikt mu nic nie zrobi! – dodaje sąsiad mężczyzny.

Sprawą pana Władysława zajmowaliśmy się ponad rok temu. Jednak w dalszym ciągu nikt nie potrafi rozwiązać problemu. Ilość śmieci na posesji mężczyzny jest coraz większa.
W zeszłym tygodniu w sprawę był zmuszony włączyć się zarząd dróg miejskich, ponieważ ilość śmieci była tak duża, że zagrażała bezpieczeństwu ruchu drogowego. Do akcji wkroczyła więc służba oczyszczania miasta w asyście policji.

- Napaść na mnie? Złodzieje! – bronił swojego dobytku pan Władysław. Mężczyzna obrzucał koparkę cegłami i wdał się w ostry spór z pracownikami służb oczyszczania miasta oraz policję.

Sytuacja zdaje się nie mieć dobrego rozwiązania. Zarówno mieszkańcy, jak i policja są bezradni. Władysław R. nie zamierza się poddać.

– To jest kilka lat, w trakcie których nikt nie potrafi znaleźć dobrego rozwiązania. Brak tu albo determinacji, albo odwagi, albo momentu, w którym urzędnicy muszą zadziałać na granicy prawa – uważa Franciszek Matysik, dziennikarz portalu internetowego JAW.pl

- Jest immunitet poselski , senatorski, sędziowski, ale największy jest immunitet wariacki. I jemu nic nie zrobią – komentuje sąsiad Władysława R.*

* skróty materiału

Reporter: Jan Kasia  

jkasia@polsat.com.pl