Sprzątali za darmo - 150 tys. zł zaległych pensji

Sprzątali w oddziałach ZUS-u, urzędach miejskich, skarbowych, a nawet w ministerstwach – pensji nie dostali. Kilkadziesiąt osób walczy o zaległe wypłaty z prywatną firmą Grzegorza R. Mężczyzna jest im w sumie winien ponad 150 tys. zł. Poszkodowani pracownicy stracili już nadzieję na odzyskanie pieniędzy, ale chcą ostrzec innych.

Pracownicy firmy sprzątającej Grzegorza R. przyjechali pod jego dom, by upomnieć się o swoje pensje. Mężczyzny nie zastali. Jego matka, a zarazem współwłaścicielka jednej z jego firm twierdzi, że o problemie nie ma pojęcia. To fragment rozmowy z nią:

Pracownicy: Możemy prosić pana Grzegorza bądź panią Monikę?
Matka Grzegorza R.: Są w pracy.
- A gdzie? To podjedziemy.
- A nie wiem.
- Nie wie pani, gdzie syn pracuje? A może nam pani powiedzieć o swoich nowych obiektach, tam gdzie pani jest współwłaścicielem?
- Jakich obiektach?
- Jest pani współwłaścicielem nowej firmy pana Grzegorza, to może się pani orientuje.
- Proszę bez krzyku, bo naprawdę…

Pracownicy Grzegorza R. sprzątali na terenie wielu stołecznych instytucji. Były to urzędy skarbowe, urzędy dzielnic, oddziały ZUS-u, a nawet ministerstwa. Obliczyli, że Grzegorz R. jest im w sumie winien ponad 150 tys. zł.

- Firma została wyłoniona w przetargu, zaoferowała najniższą cenę – mówi Ewa Leszczyńska-Furtak z Sądu Okręgowego w Warszawie.

- Firma M. wygrała w 2013 roku przetarg na sprzątanie na terenie Urzędu Dzielnicy Bielany. Kryterium w przetargu była najniższa cena – mówi Małgorzata Kink z Urzędu Dzielnicy Bielany.

Najniższa cena usług w tym przypadku oznaczała opóźnione wypłaty albo ich brak. Pracownicy miesiącami walczyli o swoje pensje.

- Nie dostaliśmy pensji za lipiec i sierpień. Jak ZUS ich zwolnił, to mieli nam zapłacić do końca sierpnia. Do dziś tych pieniędzy nie ma - opwiada Agnieszka Pyter, poszkodowana pracownica.

Ludzie pracowali mimo, że nie dostawali pensji. Jednak gdy zabrakło środków czystości, postanowili zastrajkować.

- Dziewczyny w Ministerstwie Sprawiedliwości musiały same kupować środki czystości, sprzątaliśmy wodą, worków do odkurzacza nie było. Przyjechaliśmy pod ten dom, bo państwo R. tracą obiekty, na których sprzątają i już nie możemy na nich strajkować. Najlepiej strajkować pod siedzibą firmy. Ona dobrze prosperuje, dom jest całkiem ładny, a my nie mamy pensji – mówi Ewa Zielonka, poszkodowana pracownica.

- U nas kierownik skarbówki kupował papier toaletowy za własne pieniądze – opowiada Halina Berda, poszkodowana pracownica.

Pracownicy są oburzeni, że sprzątali na terenie instytucji państwowych i samorządowych, ale nikt nie pomógł im w konflikcie z pracodawcą. Przedstawiciele tych instytucji tłumaczą jednak, że nie mogą ingerować w rozliczenia prywatnej firmy z pracownikami. Co więcej, według przedstawicieli tych instytucji, firma Grzegorza R. otrzymywała regularnie przelewy.

- Myślę, że nie odzyskamy tych pieniędzy, ale przynajmniej nikt więcej nie da się oszukać – mówi Ewa Pawlik, poszkodowana pracownica.

- Proszę iść do sądu, oskarżyć go – zakończyła rozmowę z pracownicami matka Grzegorza R.*

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl