Wyrzekł się rodziny - pogrąża finansowo

Zdzisław S. za zaatakowanie syna nożem usłyszał wyrok w zawieszeniu i został eksmitowany z mieszkania. Pani Teresa twierdzi, że życie z nim było gehenną, że znęcał się nad nią i dwojgiem dzieci. Kobieta wzięła rozwód. Ponieważ mieszkanie było wspólne, sąd nakazał jej spłacić byłego męża. Dla schorowanej, niepełnosprawnej kobiety ponad 60 tys. zł to kwota nieosiągalna. Mieszkanie wkrótce może trafić na licytację.

Pani Teresa wraz ze Zdzisławem S. pobrali się wiele lat temu. Zamieszkali w Białymstoku. Urodziło im się dwoje dzieci: pan Tomasz dziś ma 34 lata, a pani Katarzyna 32. Jak twierdzi pani Teresa, po kilku latach jej mąż zamienił życie rodzinne w piekło: nadużywał alkoholu, a w domu często wybuchały awantury i panowała przemoc.

- Ja od niego słyszałam słowa, że mam wy... z domu. Boję się tego człowieka. Jak już raz podniósł rękę na dziecko, to mogę iść po mieście i dostać od niego - mówi pani Katarzyna, córka Zdzisława S.  

Trzy lata temu w domu po kolejnej awanturze Zdzisław S. zaatakował syna nożem. Został natychmiast zatrzymany. Za znęcanie się nad rodziną usłyszał wyrok roku i cztery miesięcy w zawieszeniu na cztery lata. Eksmitowano go także z mieszkania.

- To nie jest żaden wyrok. On zmienił miejsce zamieszkania i to tyle - uważa pan Tomasz, syn Zdzisława S.

Pani Teresa rozwiodła się ze Zdzisławem S. Niestety  mieszkanie, z którego eksmitowano mężczyznę,  było ich wspólną własnością. Zdzisław S. skierował więc sprawę  do sądu o podziału majątku. Ten nakazał pani Teresie oddać  byłemu mężowi ponad 60 tysięcy złotych.

- Mama pracowała czasami po 16 godzin dziennie, a on nie dawał za dużo pieniędzy na życie. Nie powinien w ogóle mieć prawa do lokalu - mówi o ojcu pan Tomasz.

Pani Teresa jest niepełnosprawna. Opiekuje się nią córka, która traci wzrok. Żyją z renty i zasiłku opiekuńczego. To niecałe 2 tysiące złotych. Komornik zaczął zabierać pieniądze z renty pani Teresy, jednak Zdzisław S. rat przyjmować nie chce. Żąda spłaty całości, przypomnijmy: ponad 60 tysięcy złotych. Rodzina takich pieniędzy nie ma. Grozi jej licytacja mieszkania.

- Przy pierwszej licytacji cena wywołania to w sumie ¾ wartości mieszkania. Z taką kwotę, jeśli będzie jeden licytant, może nieruchomość kupić. Jeśli nikt nie stawi się, odbędzie się druga licytacja, już za 2/3 wartości mieszkania - tłumaczy komornik Andrzej Kulągowski z Izby Komorniczej w Warszawie.

- Mam wrażenie, że sprzedaż takiego mieszkania, z wpisem o toczącym się postępowaniu, będzie niezwykle trudna .Obie strony powinny się porozumieć, Jedyną nadzieją jest to, że  Zdzisław S. nie będzie tak drastycznie egzekwował swoich roszczeń - mówi Wiesław Żywolewski z Sądu Okręgowego  w Białymstoku.

Próbujemy porozmawiać ze Zdzisławem S.  Chcemy porozumieć się z nim, co do spłaty należności w ratach. 

Reporter: Rozumiem, że nie interesuje pana to, że dzieci i była żona mogą znaleźć się na ulicy?
Zdzisław S.: To nie są dzieci, to są dorośli ludzie.
- A to nie dzieci?
- Ja się wyrzekłem tej rodziny. Ja mam ich tak dosyć, że nawet po śmierci im tego nie wybaczę.
- Ugodził pan nożem własnego syna.
- Tak, ugodziłem? To było skaleczenie, bo gdybym chciał go uderzyć, to był wziął nóż, a nie mały scyzoryk.(...) To nie jest moja córka, ja nie mam rodziny. A to co, pójdę pod most mieszkać, do kanału może, bo pani tak pasuje? Ja chcę żyć jak człowiek.
- Rozumiem, że pan nie odstąpi od swoich roszczeń?
- Na pewno nie odstąpię.

- Chciałaby, żeby był spokój z mieszkaniem, żeby mama miała spokój. Jej dużo nie zostało, choroba postępuje - rozpacza pani Katarzyna, córka pani Teresy i Zdzisława S.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl