Awantury, ataki, pobicie. Koszmar z byłym szwagrem

Janusz Kołowszyński wraz z żoną i czworgiem dzieci żyją w ciągłym strachu i napięciu. Boją się byłego szwagra, który mieszka na górnym piętrze rodzinnego domu Kołowszyńskich. Mężczyzna niemal codziennie wszczyna awantury, grozi i atakuje domowników. W lipcu 50-letni pan Janusz został pobity do nieprzytomności.

- W 1985 roku wziął ślub z moją siostrą. Rodzice zapisali im jako współwłasność połowę działki, czyli ziemni oraz połowę budynku. Oni na górze, a my na dole. Później rozwód dostali i moja siostra, czyli jego żona, wyprowadziła się do Holandii. Nie wytrzymała tej agresji i wszystkiego – opowiada Janusz Kołowszyński z małej miejscowości Żelistrzewo w województwie pomorskim.

- Ona mu niebieską kartę założyła. Zawsze były kłótnie przez tego pana, on był całym  prowokatorem – twierdzi Justyna Kołowszyńska, żona pana Janusza.

Sądowa batalia o podział majątku trwa. Ciągłe awantury, niszczenie mienia, to od  kilku lat codzienność tej rodziny. Kiedy wiosną tego roku pan Janusz  był w pracy, jego żona wraz z dziećmi z przerażeniem patrzyli, jak były szwagier niszczy im ogródek warzywny.

- Koparka przyjechała, złapała łyżką i wszystko poszło, a policja tylko  przyjechała i odjechała , bo oni się w rodzinne sprawy nie mieszają - opowiada Janusz Kołowszyński.

- Z tego co wiem, tam nie ma rozdzielności majątkowej. Nie ma tej sprawy sądownie rozwiązanej. Na chwilę obecną nie wiemy, czy ten ogródek jest państwa zgłaszających czy też szwagra – informuje Jarosław Biały z Komendy Powiatowej Policji w Pucku.

- Drzewa owocowe : wiśnie, jabłka , śliwki  wszystko powycinał. Stwierdził , że moje dzieci nie mogą korzystać z drzew owocowych . Myśmy robili dżemy, kompoty, a jego to bolało – dodaje Janusz Kołowszyński.

Niestety konflikt  stale narasta. W domu zainstalowany jest nawet monitoring, jednak były szwagier go niszczy. W
lipcu tego roku pan Janusz został pobity. Sprawa trafiła do prokuratury i, ku ogromnemu zdziwieniu pan Janusza, została umorzona.

- Zostałem pobity do utraty przytomności. Zabrało mnie pogotowie. W szpitalu wyszło, że mam krwiaka w głowie, dużo siniaków na całym ciele – opowiada pan Janusz.

- Biegły stwierdził , że te obrażenia naruszają czynności narządów ciała na okres poniżej 7 dni i prokurator umorzył postępowanie w sprawie pobicia - mówi Sławomir Dzięcielski z Prokuratury Rejonowej w Pucku.

Były szwagier nie zgodził się na oficjalną rozmowę przed kamerą.

- Niech on nas zostawi w spokoju. My  nic mu  nie robimy, to niech on nam da spokój – mówi Justyna Kołowszyńska, żona pana Janusza.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl