Zaszyli chustę chirurgiczną. Nie ma winnych!

- Mniej więcej coś takiego było pozostawione w moim brzuchu i przez długi czas gniło – pokazuje chustę chirurgiczną Dorota Maniak z Sosnowca. Kobieta była operowana w Szpitalu Zakonu Bonifratrów w Katowicach. Po zabiegu jej stan jeszcze się pogorszył. Walczyła z koszmarnym bólem brzucha i niegojącą się raną. W każdej chwili mogła umrzeć.

42-letnia pani Dorota jest pielęgniarką. Niestety jej osobiste doświadczenia ze służbą zdrowia są fatalne. Wszystko zaczęło się cztery lata temu, kiedy kobieta z silnymi bólami brzucha trafiła do Szpitala Zakonu Bonifratrów w Katowicach.

- Podjęta była decyzja, że będzie laparoskopia z możliwością rozcięcia powłok brzusznych. Tak też się stało  - mówi pani Dorota.

Po zabiegu kobieta  bardzo źle się czuła, ale lekarze uspokajali, że to normalne. Mijały kolejne tygodnie, a stan pani Doroty był coraz gorszy.

- Było ciężko. Zdarzały sie dni, że z tych ran, jeszcze niezagojonych, wylewała się ropa. Trafialiśmy na pogotowie. Nie mam wykształcenia medycznego. Skoro lekarz mówił, że to jest stan zapalny żołądka i trzeba płukać wodą utlenioną, to myślałem, że tak trzeba – opowiada Michał Maniak, mąż pani Doroty.

- Miałam dolegliwości bólowe, gorączkowe, strasznie zaczęłam puchnąć, w pewnym momencie wyglądałam jak w ciąży – dodaje pani Dorota.

Pięć miesięcy po poprzednim zbiegu pani Dorota znowu była operowana, tym razem w szpitalu miejskim w Sosnowcu. To, co usłyszała od lekarza po wybudzeniu, było dla niej szokiem.

- Powiedział, że miałam zaszytą chustę. Popuszczano szwy, bo wdała się martwica. Wszystkie produkty przemiany materii wydostawały się ze mnie przez brzuch – mówi pani Dorota.

Pielęgniarka poprosiła o wydanie jej dokumentacji medycznej, bo chciała oddać sprawę do prokuratury. Wtedy w szpitalu pojawił się Rafał S. – lekarz, który operował ją pięć miesięcy wcześniej w Szpitalu Zakonu Bonifratrów w Katowicach.

- Nie usłyszałam słowa „przepraszam” za to, co się stało. Pan docent tylko zapytał: ile oczekujemy? – twierdzi pani Dorota. Lekarz zaprzecza: To jest absolutnie nieprawda. Nie wiem, dlaczego ta pani tak mówi. Mnie chroni tajemnica lekarska, ale my nie mamy sobie kompletnie nic do zarzucenia – powiedział doktor Rafał S.

Pani Dorota złożyła zawiadomienie do prokuratury i pozew do sądu  - żąda 200 tysięcy złotych odszkodowania. Oba postępowania, mimo upływu lat, trwają, bo sąd i prokuratura oczekują na kolejną opinię biegłego.

- Zarzut został przedstawiony osobie z personelu medycznego szpitala, w ktorym wykonywana była operacja, polegający na pozostawieniu w ciele pacjentki chusty, co naraziło ją na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – informuje Jacek Pandel z Prokuratury Rejonowej Katowice-Wschód.

Szpital Bonifratrów nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności. Zdaniem jego przedstawicieli do zaszycia chusty u nich nie doszło, a mogło się to stać przy poprzedniej operacji w innym szpitalu.

- Poprzednia operacja była 10 lat wcześniej. Niemożliwością jest nosić w sobie 10 lat coś takiego. Już dawno by mnie tutaj nie było – mówi pani Dorota.

- Pole operacyjne jest na tyle małe, że w tego typu zabiegach nie wykorzystuje się chust chirurgicznych. Dodatkowo zbadano protokoły przed i po zabiegu w zakresie zgodności ilości materiałów operacyjnych i ten protokół był zgodny. Dlatego też szpital złożył wniosek o oddalenie powództwa w całości – informuje Damian Stępień, rzecznik
Szpitala Zakonu Bonifratrów w Katowicach i dodaje: W naszym szpitalu tej chusty nie stwierdzono, my nie widzieliśmy tej chusty, nie widzieliśmy dowodu na to, że ta chusta została w ciele pacjentki zaszyta.

Rzeczywiście pan rzecznik nie mógł widzieć chusty zaszytej w ciele pani Doroty. W sądzie okazało się bowiem, że lekarze z sosnowieckiego szpitala, którzy wyjęli ciało obce z brzucha pani Doroty, następnego dnia ten najważniejszy dowód w sprawie... wyrzucili do kosza.

- W czasie przesłuchania ordynator oddziału chirurgicznego powiedział, że dowód został wyrzucony, bo stanowił zagrożenie epidemiologiczne, nie mógł być przechowywany – opowiada pani Dorota.

- Ręka rękę myje. Jeden lekarz ma świadczyć przeciwko drugiemu lekarzowi? Wiadomo, krzywdy sobie nawzajem nie zrobią – mówi Michał Maniak, mąż pani Doroty.

- Wychodzi na to, że sama sobie ją zaszyłam albo zjadłam. W tej sytuacji nie widzę innego wytłumaczenia – podsumowuje pani Dorota.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl