Wzięli kredyty, bo obiecano im pracę…
Kilkanaście osób zaufało małżeństwu K. - właścicielom gospodarstwa ogrodniczego w Łodzi i wzięło dla niego kredyty. W zamian mieli dostać pracę, a pożyczki miały zostać spłacone. Dziś zamiast zatrudnienia, poszkodowani muszą spłacać ogromne długi.
Małżeństwo K. prowadzi gospodarstwo ogrodnicze. Poszkodowani twierdzą, że brali kredyty dla państwa K. na rozwój ich firmy. Niektórym w zamian obiecywano zatrudnienie. Część osób ma zaświadczenia, że państwo K. będą zaciągnięte kredyty spłacać.
- Przyjeżdżała i prosiła, żebym wzięła kredy, to mi pracę załatwi. Obiecywała, że spłaci. Ja byłam na zasiłku - 700 zł. Dopiero w sądzie dowiedziałam się, że wpisała mi, że zarabiam 1600 zł i że jestem brygadzistką, a w życiu u niej nie pracowałam – opowiada Janina Karp, która pożyczyła 18 tys. zł.
- Wziąłem dla niej 20 tys. zł kredytu, 18 tysięcy dałem jej do ręki, 2 tysiące dała mi, przelałem ja na drugi dzień bankowi. Powiedziała, że będzie spłacała, zaufałem jej – dodaje Grzegorz Rol, poszkodowany.
Anna Kapecka ma 48 lat, w firmie małżeństwa K. pracowała przez kilkanaście lat. Kiedy złamała rękę, musiała iść na zwolnienie. Do pracy, po zwolnieniu mogła wrócić , ale podobno pod warunkiem, że weźmie dla małżeństwa K. kredyty.
- Stwierdziła, że po moim powrocie ze zwolnienia może nie być pracy, bo sadzonki trzeba kupić. Ja wzięłam dwa kredyty: 20 tysięcy w jednym banku, 10 w drugim, a mąż 20 tysięcy – mówi pani Anna.
- U mnie jest 15 tys. zł długu, u żony 38 tysięcy. Mama mi pomaga, gdyby nie ona to… - mówi Przemysław Piskorz.
Jak to możliwe, że osoby o niskich zarobkach albo bezrobotne dostawały kredyty? Jak twierdzą nasi bohaterowie, firma państwa K. wystawiała fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu. Oskarżeni zostali zarówno państwo K., jaki i osoby, które dla nich wzięły kredyty. Sprawa trafiła do sądu.
- Ja się sama do prokuratury zgłosiłam, bo miała spłacać, a nie spłacała. Cały czas mówiła, że ma działki, że je sprzeda i całość tego kredytu spłaci. Dlatego, że sama się zgłosiłam, dostałam karę grzywny. Ona cały czas jest na zwolnieniu. Jej sprawa nie rusza. Chodzi na wolności i się cieszy. Wzięła pieniądze, ludzi ponaciągała i się cieszy – mówi Katarzyna Wiśniewska, która pożyczyła 28 tys. zł.
- Głównymi oskarżonymi jest małżeństwo K. Wyznaczono trzy rozprawy, na dwóch małżeństwo K. się nie stawiło. Były przedstawiane zwolnienia lekarskie. Dodatkowo w stosunku do pani K. sąd dopuścił dowód z opinii psychiatrów. W aktach sprawy jest informacja, że w 2013 roku wobec pani K. sąd wydał wyrok skazujący za bardzo podobne oszustwo – informuje Paweł Urbaniak z Sądu Okręgowego w Łodzi.
- Ja od swoich zobowiązań nie uciekam. Wszystkie kredyty będą spłacone. Kredytów mam u ludzi na 350 tysięcy zł. Nie wierz w to, że chcę uciec z kraju – zapewniał jednego z poszkodowanych K.
Ludzie tracą już nadzieję na odzyskanie pieniędzy. Państwo K. rozmawiać nie chcą, pieniędzy też nie oddają.*
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl