Cudem przeżył porażenie prądem. Nie ma winnych

Osiemnastoletni Krystian spod Wrocławia w maju ubiegłego roku wracał rowerem do domu. Kiedy przejeżdżał koło słupa elektrycznego, najprawdopodobniej został porażony prądem. Cudem pieszo dotarł do domu. Do dziś nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za wypadek.

- Pamiętam tylko, jak byłem niedaleko tego transformatora i dalej nic. Później zdałem sobie sprawę, że coś się stało, ale nie do końca wiedziałem co. Nie wiedziałem, jak się nazywam. Zależało mi tylko na tym, żeby wrócić do domu. Czułem bardziej zimo niż ból – mówi Krystian.

- Miał wrażenie, że umiera i że koniecznie musi dojść do domu. Próbował do nas zadzwonić, ale miał telefon w spodniach i nie mógł wsadzić rąk, tak go bolały. Co chwilkę tracił świadomość, a jak się wybudzał, to jęczał. Nie można było dojść do porozumienia – dodaje Anita Pachura, matka Krystiana.

Krystian  przeszedł 7 operacji, usuwanie martwicy, kilka przeszczepów. W szpitalu spędził dwa miesiące.

- Lekarz do mnie powiedział, że powinnam na kolanach do Częstochowy iść, że syn żyje, bo jakby prąd przeszedł przez ciało w trakcie skurczu serca, a nie rozkurczu, to on by tego nie przeżył – mówi pani Anita.

Linia elektryczna należy do firmy Tauron. Firma twierdzi, że wina nie leży po jej stronie. To jej stanowisko:

„Nasi pracownicy dokonali kontroli stacji transformatorowej i jej okolic, a także zanalizowali pracę zabezpieczeń sieciowych. Działania kontrolne wykazały, że na infrastrukturze energetycznej nie stwierdzono śladów działania łuku elektrycznego. W tej sytuacji nie widzimy potrzeby wypowiadać się w tej sprawie – pytania proszę kierować do policji prowadzącej dochodzenie.”

                                                         Łukasz Zimnoch, rzecznik prasowy województw dolnośląskiego i śląskiego Tauron Dystrybucja S.A.

- Policja powinna zabezpieczyć to miejsce, a nie przyjechać, zrobić parę zdjęć, oględziny i pojechać sobie. Później Tauron przez trzy dni tam był i coś zabezpieczał – mówi pani Anita.

- Na miejsce został wysłany policjant i technicy. Zostali również wezwani pracownicy energetyki, bo istniało niebezpieczeństwo, że mogło być tam wyładowanie łuku elektrycznego. Przybyli pracownicy nie potwierdzili tego – informuje Sławomir Gierlach z Komendy Powiatowej Policji w Oleśnicy i dodaje: W opinii lekarskiej jest napisane, że mógł zostać porażony prądem, łukiem a także w wyniku poparzenia. Zwróciliśmy  się do szpitala o całość dokumentacji, żeby biegły nam jednoznacznie stwierdził, co to było.

Rodzice Krystiana sami powołali biegłego, który jednoznacznie stwierdził, że Krystian został porażony prądem. Wskazuje też na to dokumentacja medyczna.

Rodzice Krystiana zapowiadają walkę w sądzie. Ręka ich syna najprawdopodobniej nigdy nie wróci do pełnej sprawności. Krystiana czeka kolejna operacja.

- Chcę dojść do prawdy. Wiem, że to duży koncern, stać ich na adwokatów, ale ja nie chcę być bezsilny – mówi Paweł Pachura, ojciec Krystiana. *

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl