Firma sprzątająca wyczyściła mu portfel
Janusz Wantulok zainwestował 60 tys. zł w firmę sprzątającą Anny Ż. z Brodnicy. Umowę pożyczki sporządził notariusz, a poręczycielem była matka kobiety. Dodatkowo Anna Ż. to żona policjanta. Pan Janusz sądził, że wszystko to gwarantuje mu pewność inwestycji. Rozczarował się bardzo szybko. Anna Ż. dostała pieniądze 5 lat temu. Nie oddała ani grosza.
Jesienią 2010 roku pan Janusz Wantulok z Wisły zamieścił na portalu internetowym ogłoszenie, że zainwestuje gotówkę w dochodowy, legalny biznes. Na ogłoszenie odpowiedziała Anna Ż. z Brodnicy, która potrzebowała pieniędzy na rozkręcenie firmy sprzątającej.
- Ta pani potrzebowała 60 tys. zł na rozruszanie tego interesu, czyli firmy sprzątającej. Myślałem, że to jest dobry układ. Zapewniała mnie, że jest żoną policjanta i żadnych przekrętów nie będzie. Chciała pieniądze na zakup maszyn. Dowiedziałem się, że sprząta jakiś bank czy urząd skarbowy. Teraz dokładnie nie pamiętam, ale sprawdzałem i dowiedziałem się, że coś tam robi, że to legalne, więc zaufałem – opowiada pan Janusz.
Umowa pożyczki na kwotę 60 tysięcy złotych została sporządzona 1 października 2010 roku u notariusza. Dodatkowym zabezpieczeniem miało być poręczenie matki Anny Ż.
- Już w pierwszym miesiącu nie spłacała rat, a w drugim skończył się kontakt. Nie oddała mi ani grosza – mówi pan Janusz.
Pan Janusz starał się dochodzić swoich praw zarówno przed sądem, jak i w prokuraturze. Mimo wyroku nakazującego zwrot pieniędzy, komornik nie ma z czego ściągnąć należności. Okazało się również, że już w chwili podpisywania umowy z panem Januszem 41 letnia - Anna Ż. miała długi.
- 10 stycznia 2012 roku sąd wydał wyrok zaoczny, którym zasadził na rzecz powoda kwotę 60 tys. zł z umownymi odsetkami. Wyrok się uprawomocnił, strony nie wniosły apelacji -informuje Marzanna Wiśniewska, prezes Sądu Rejonowego w Brodnicy.
- Wyrok trafił do komornika, ale nie ma z czego ściągnąć, bo ta pani nie ma nic. Ona kłamała od początku, zataiła przede mną, że ma długi i dlatego. Uważam, że zostałem oszukany i okradziony – mówi pan Janusz.
Reporter: On gdyby wiedział, że pani ma długi, nie wszedłby z panią w tę spółkę.
Anna Ż.: Może źle postąpiłam, ale po prostu wyszło jak wyszło, wiem że źle zrobiłam.
- Kiedy zwróci pani pieniądze?
- W ciągu trzech, czterech miesięcy.
- Ale on czeka już kilka lat.
- Wiem…
- Skąd pani weźmie te pieniądze?
- Pracuję, ale pracuję tak, żeby komornik nie mógł z tego ściągnąć, rozumie pani?
- Czyli na czarno?
- Tak.
Od Anny Ż. próbuje odciąć się mąż, który jest brodnickim policjantem. Małżeństwo ma rozdzielność majątkową. Jednak według matki Anny Ż., mąż o wszystkim wiedział, a działania prowadzili wspólnie.
Matka Anny Ż: Tak samo zięć, jak i ona: obydwoje są w to zamieszani. Idźcie do jej męża, o wszystkim wiedział.
Reporter: W jakim sensie jej mąż jest w to zamieszany?
- O wszystkim wiedzieli. Ode mnie tak samo pożyczyła 10 tys. zł. Nie wiem, gdzie to wszystko poszło, nie wiem….
Fragment rozmowy z mężem Anny Ż., policjantem:
Reporter: Jak to się stało, że pana żona pożyczyła 60 tys. zł i do dzisiaj nie zwróciła?
Mąż Anny Ż.: A dlaczego mnie pani o to pyta?
- Bo to pana żona.
- I co z tego?
- Prowadzą państwo wspólne gospodarstwo domowe.
- To proszę z nią rozmawiać.
- Pan jest policjantem, powinien pan stać na straży prawa, a pana żona, mimo wyroku, nie zwraca pieniędzy.
- Przekażę informację.
- A czy pan wiedział, że żona te pieniądze pożyczyła i nie oddała?
- Ja nie będę tego komentował.
- A co się stało z tymi pieniędzmi?
- Nie będę tego komentował, dziękuję bardzo.
- Pieniądze są bardzo potrzebne dla córki, bo mamy problemy zdrowotne z nią. Tak się nie robi, po prostu oszukała, okradła mnie. Ja ciężko pracowałem na te pieniądze – mówi pan Janusz.*
* skrót materiału
Reporter: Dominika Grabowska
dgrabowska@polsat.com.pl