Złamany oczodół i szczęka. Skatował ją sąsiad

Złamany oczodół i szczęka, wstrząśnienie mózgu. Tak zakończyła się dla Luizy Daniszewskiej sąsiedzka kłótnia w bloku na warszawskiej Ochocie. Pani Luiza pokłóciła się z sąsiadką. Kiedy dowiedział się o tym konkubent kobiety, wraz ze znajomym brutalnie pobili panią Luizę. Napastnicy użyli gazu, a potem skatowali kobietę.

41-letnia Luiza Daniszewska jest matką dwojga dorosłych dzieci. W marcu 2014 roku została brutalnie skatowana przez sąsiada Dariusza N. i jego znajomego, bo poszła zwrócić uwagę jego konkubinie, pani Monice. Awantura zaczęła się o zabawkę.

- Chciałam załagodzić sytuację konfliktu sąsiedzkiego, gdzie całym motorem tego wszystkiego był dziecięcy chodzik – opowiada pani Luiza.

Reporter: Po co pani Luiza poszła tam do niej?
Elżbieta Zielińska, świadek pobicia pani Luizy: Porozmawiać. Zapytać się, dlaczego wyrzuciła zabawkę i odebrać pozostałe moje rzeczy.
Reporter: A pani nie chciała tam pójść?
Elżbieta Zielińska: Można powiedzieć, że się bałam. Luiza poszła tam, wyciągnęła do mnie rękę, chciała pomóc, bo ja jako osoba niepełnosprawna nie jestem w stanie nic zrobić.

- Pukam do drzwi, otwiera mi konkubina pana Dariusza. Zwracam jej uwagę, żeby oddała rzecz, która nie należy do niej, a ona rzuca się na mnie słownie. Praktycznie dochodzi do rękoczynów z jej strony. Zostałam opluta. Kazała mi, brzydko mówiąc, sp... Później przyjechał Dariusz N. ze szwagrem pani Moniki i brutalnie mnie skatowali – mówi pani Luiza.

Pani Monika, konkubina Dariusza N. ma inną wersję zdarzeń: Ktoś strasznie wali mi w drzwi, ale strasznie. Otwieram, stoi pani Daniszewska, wcześniej tej osoby na oczy nie widziałam, i do mnie „ty k...”, cały czas mi ubliża. I ona mi mówi, że ja mam jej oddać tego psa (chodzik dla dziecka w kształcie psa – przyp. red.).

- Miałam złamany oczodół, złamaną szczękę, wstrząśnienie mózgu. Pan Dariusz i pan Łukasz byli pod dużym wpływem narkotyków, to było widać, i od tego się właśnie zaczęło. Byli bardzo pobudzeni, bardzo agresywni. Moje prośby na nic się zdały – twierdzi pani Luiza.

Prokuratura postawiła pani Monice zarzut podżegania do pobicia. Z kolei mężczyźni za pobicie i groźby trafili do aresztu tylko na trzy miesiące, chociaż grozi im kilka lat więzienia. Sąd pozwolił im odpowiadać z wolnej stopy. Ta decyzja miała jednak negatywny wpływ na postępowanie prokuratorskie.

- W naszej ocenie decyzja sądu była niesłuszna, co więcej, późniejsze wydarzenia wykazały, że rzeczywiście ten areszt był niezbędny dla prawidłowego toku postępowania, ponieważ Łukasz B. się ukrywał. Nie można było z jego udziałem wykonać czynności procesowej, co skutkowało przedłużeniem tego postępowania. Jeden z zarzutów, poza pobiciem, dotyczy grożenia pokrzywdzonej pozbawieniem wolności, konkretnie wywiezieniem do lasu, jeżeli nie zmieni swoich zeznań – informuje Przemysław Nowak z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

- Sąd uznał, że nie był potrzebny, do zapewnienia właściwego toku postępowania, dalszy pobyt w areszcie tych oskarżonych – mówi Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie.

Dariusz N. jest bardzo dobrze znany policji i wymiarowi sprawiedliwości, jego karta karna jest pełna przestępstw kryminalnych. Jego byli pracownicy także mają zastrzeżenia. Mężczyzna nie chciał z nami rozmawiać. Do naszej redakcji zgłosiła się natomiast jego konkubina, pani Monika.

- On po prostu bronił swojej rodziny, bronił swojej córki, bo normalna osoba w ten sposób i nie załatwia spraw. Nie krzyczy, nie bluzga, macha rękoma, nie straszy, my tu proszę panią na ulicę nie możemy wyjść – powiedziała nam pani Monika, konkubina Dariusza N.

- Pan Dariusz nadal się odgraża, że po sprawie i tak zrobi ze mną porządek. To wiem od policjanta. On zeznał, że jeżeli skończy się sprawa, to i tak znajdzie się ktoś, kto mnie załatwi - mówi pani Luiza. *

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl