Zaniżyli odszkodowanie? Lekarz orzecznik w podwójnej roli

Pan Remigiusz poważnie uszkodził kolano w wypadku motocyklowym. Lekarz w szpitalu zszył mu kolano. Ból jednak nie ustąpił. Kilka miesięcy później okazało się, że mężczyzna ma uszkodzony staw kolanowy. Pan Remigiusz walczył o odszkodowanie. Jego zdaniem trzykrotnie zaniżono mu uszczerbek na zdrowiu. Lekarzem orzecznikiem był… lekarz, który zszywał kolano.

40-letni pan Remigiusz dwa lata temu jadąc motocyklem uczestniczył w wypadku drogowym. Z drogi podporządkowanej wyjechał samochód, który spowodował kolizję. Pan Remigiusz doznał poważnego urazu.

- Leżał na chodniku z rozerwaną nogawką. Kolano rozwalone, pełno krwi, widok był nieciekawy – opowiada Anna Glich, żona pana Remigiusza.

Bezpośrednio po wypadku pan Remigiusz trafił do szpitala w Starogardzie Gdańskim, gdzie oczyszczono i zaszyto ranę na kolanie. Niestety, lekarz prowadzący nie dopatrzył się wówczas żadnych wewnętrznych uszkodzeń stawu kolanowego i nie zlecił rezonansu kolana.

– Później okazało się, że został uszkodzony również staw kolanowy. W szpitalu wykonano tylko standardowe zdjęcia rentgenem. One nie wykażą uszkodzenia łękotki. Dopiero trzeci lekarz, ortopeda, zlecił wykonanie rezonansu. Oczywiście musiałem czekać osiem miesięcy w kolejce. To zostało zrobione w 2014 roku, prawie dwa lata po wypadku.
Cały czas odczuwałem ból i cały czas się do tych lekarzy skarżyłem. Przez wypadek nie byłem zdolny do pracy jako lakiernik. Kolano było uszkodzone, nie mogłem się odpowiednio ruszać. Teraz jestem bezrobotny – opowiada pan Remigiusz.

Mężczyźnie po wypadku należało się odszkodowanie z polisy OC sprawcy. Stanął przed  komisją lekarską ubezpieczyciela. Wtedy okazało się, że orzecznikiem w tej komisji jest ten sam lekarz, który jako pierwszy prowadził  leczenie pana Remigiusza i który nie zlecił rezonansu.

- Jak już mąż wszedł do gabinetu, to ujrzał swojego lekarza prowadzącego, którego tam nie powinno być. I on sobie orzekł, jak sobie chciał. Mnie się wydaje, że niesprawiedliwie, bo uszkodzenie było mocniejsze, niż orzekł – mówi Anna Glich, żona pana Remigiusza.

- Akurat ten pan pracował i w szpitalu, i dla ubezpieczyciela. Leczył mnie i potem okazało się, że był orzecznikiem. Ten lekarz orzekał na podstawie dokumentów, pół roku po wypadku - mówi pan Remigiusz.

Lekarz orzecznik nie zgodził się na oficjalną wypowiedź przed kamerą. Ubezpieczyciel  odmówił  panu Remigiuszowi wypłaty odszkodowania. Mężczyzna postanowił skierować sprawę do sądu. Obecnie wraz z żoną i dwojgiem dzieci jest w bardzo trudnym położeniu.

- W związku z wypadkiem straciłem już 50 000 zł, a ubezpieczyciel wypłacił mi 7 000. Mam dwoje dzieci i żonę, która też nie pracuje i też ma orzeczenie o niepełnosprawności. Żyjemy z tego, co sobie dorobię. Jest ciężko – mówi pan Remigiusz.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia 

jkasia@polsat.com.pl