Rok bez pieniędzy! Oszukani inwalidzi

Pracownicy Spółdzielni Inwalidów w Wieluniu od roku nie dostają pensji. Większości z nich to osoby niepełnosprawne. Zakład jest im winny około 10 000 zł. Ludzie pracowali, bo prezes spółdzielni obiecywał, iż pieniądze na zaległe wypłaty się znajdą. Dziś Roman K. prezesem już nie jest. Spółdzielnia tonie w długach, a jej majątek zajął komornik. Był to jedyny zakład pracy chronionej w powiecie.

- Czekamy cały rok bez pieniędzy, bez niczego ! My uczciwie pracowaliśmy. Cały czas było obiecywane, że pieniądze będą – mówią nam pracownicy spółdzielni.

Panie Anna, Grażyna i Teresa oraz kilkadziesiąt innych osób od prawie roku nie ma za co żyć. Choć są inwalidami i bardzo ciężko całe życie pracowali, dziś walczą o przetrwanie.

- Teraz, kiedy dzieci są odchowane, nie mogę pracować – rozpacza pani Anna.

Inwalidzi od lat pracowali w wieluńskiej spółdzielni. Był to jedyny zakład pracy chronionej na terenie powiatu. Szyto w nim m.in. pościel do szpitali. Inwalidzi pracowali za niewiele ponad 1000 zł miesięcznie. Dla chorych była to jedyna szansa na zatrudnienie i przeżycie.

- Dla nas była to odskocznia, jesteśmy pokrzywdzeni przez los, chorzy ludzie. Pracowałam tu 27 lat – mówi pani Ewa.

Od kilku lat w spółdzielni w Wieluniu nie działo się dobrze. Rok temu prezesem został Roman K. Mężczyzna miał zakład z problemów wyprowadzić. Niestety stało się inaczej. Od stycznia  pracownicy przestali dostawać pensje. Inwalidzi, pomimo braku wynagrodzenia, pracowali dalej, gdyż  prezes obiecywał  im zwrot zaległych pensji. Niestety, pieniędzy nie ma do dziś.  

- Po tylu latach pracy nie mam za co żyć, nie mam za co zrobić opłat , jestem w bardzo złej sytuacji – mówi pani Teresa.

- Czuję się oszukana, bo cały czas była nadzieja, że dostaniemy pieniądze, że będzie praca, a tu wszystko się urwało – mówi pani Anna.

- Udziały, nie udziały, wszystko zostało zabrane, zostaliśmy na lodzie. Prezesi się zmieniali, po kawałku
majątek zakładu sprzedawali – dodaje pan Kazimierz.

Każdemu pracownikowi spółdzielnia winna jest ponad 10 tysięcy złotych. Co więcej wielu z nich nie ma nawet oficjalnego wypowiedzenia pracy. Bowiem od trzech miesięcy Roman K. nie jest już prezesem spółdzielni, a pozostały majątek zajął komornik.

- On odpowiada w stosunku do pracowników za wypłaty oraz nawiązywanie i rozwiązywanie stosunku pracy. Dokumenty, które ja widziałam, pozwalają mi przypuszczać, że ten pan nie miał nigdy kompetencji i kwalifikacji do tego, by sprawować funkcję prezesa – uważa Anna Kędzia uważa, radca prawny wieluńskiej spółdzielni.

- Sprzedaż części budynków i maszyn zabezpieczyłaby pieniądze na wypłaty dla tych ludzi. Według statusu spółdzielni mógłby to sprzedać prezes, ale on  zniknął z horyzontu – mówi Ewa Sułkowska, członek obecnej  rady nadzorczej spółdzielni w Wieluniu.

Próbowaliśmy porozmawiać z byłym prezesem. Chcieliśmy zaprosić Romana K. na spotkanie z inwalidami, by wyjaśnił, dlaczego chorzy nie dostają pieniędzy i muszą żyć na skraju nędzy.  
Mężczyzna nie chciał rozmawiać przed kamerą. O pomocy inwalidom też nie było żadnej  mowy.

Sprawą spółdzielni zajęła się prokuratura. Inwalidzi są dziś  bezradni. Nikt nie jest w stanie im pomóc. Szanse na odzyskanie pieniędzy lub nową pracę są nikłe.   

- Tonący brzytwy się  chwyta. My nie mamy już czego się  złapać – mówią pracownicy spółdzielni.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl