Polsko-pakistańska wojna o dziecko

Pani Katarzna walczy z pakistańskim mężem o dziecko. Para poznała się i pobrała w Irlandii. Po jednej z awantur kobieta dostała sądowy nakaz ochrony, a jej mąż, Ashan M. zakaz zbliżania do niej. Mężczyzna mógł widywać syna. Kiedy podczas jedngo ze spotkań ponownie wszczął awanturę, pani Katarzyna zdecydowała się wrócić z 5-letnim Danielem do Polski. Ashan M. złożył wówczas wniosek o powrót dziecka do Irlandii w trybie konwencji haskiej. A sąd w Myśliborzu przyznał mu rację.

- Ja sobie tego nie wyobrażam, nie można tak dziecka skrzywdzić. Nie chodzi o mnie, nie chodzi o ojca Daniela, chodzi o dziecko, które czuje kocha i wie czego chce – mówi pani Katarzyna. Kobieta w 2007 roku wyjechała do Irlandii. Tam poznała Pakistańczyka - Ashana M. Mimo sprzeciwu rodziny, po dwóch latach konieta zdecydowała się na ślub.

Jak twierdzi pani Katarzyna, problemy zaczęły się, kiedy zaszła w ciążę. To wtedy pierwszy raz mąż miał ją uderzyć.  W październiku 2010 roku urodził się Daniel, ale sytaucja między małżonkami nie poprawiła się.

- Odmawiał zmiany pampersa, nigdy tego nie zrobił, nie wykąpał dziecka, nie zabrał go na spacer.
W końcu doszło do awantury. Rzucił we mnie metalową suszarką do prania. Po tym odeszłam, a on mi na to pozwolił. Wróciłam do Polski za jego pisemną zgodą – opowiada pani Katarzyna.

Po ośmiu miesiącach pobytu matki i maleńkiego Daniela w Polsce, Ashan M. przyjechał na urodziny syna. Przekonał żonę do powrotu do Irlandii i ratowania małżeństwa.

- Ona go kochała i chciała, żeby dziecko miało ojca, ale ja wiedziałem już, że z tego pieca chleba nie będzie – opowiada Krzysztof Kowalski, dziadek Daniela.

- Wróciłam, ale szybko okazało się, że to były tylko puste słowa. Kiedy stracił pracę, całą złość wyładował na mnie. Kopał mnie, bił pięściami. Wtedy powiedziałam: koniec. Nie ma żadnej szansy, żeby to przetrwało. Sędzia przyjął mnie i wydał nakaz ochrony policji – wspomina pani Katarzyna.

Po rozstaniu z mężem Polka pracowała w Irlandii na pół etatu, żeby utrzymać siebie i dziecko. Ojciec Daniela nie płacił alimentów. Jak twierdzi pani Katarzyna, Ashan M. odwiedzał syna sporadycznie, a każda jego wizyta kończyła się awanturą.

- Kiedyś kazał mi jechać i podpisać jakieś dokumenty w urzędzie emigracyjnym. Powiedziałam, że dopiero, jak spłaci alimenty. Wszczął awanturę, przyjechała policja. Byłam tak przybita i zestresowana, że następnego dnia kupilam bilety i przyleciałam do Polski – opowiada mama Daniela.

Kiedy w czerwcu 2014 roku Ashan M. zorientował się, że pani Katarzyna jest w Polsce, zgłosił na policję, że matka uprowadziła chłopca. Złożył też do sądu wniosek o powrót dziecka do Irlandii w trybie Konwencji Haskiej. Sąd w Myśliborzu przyznał mu rację.

- Konwencja przewiduje automatyczny powrót do miejsca stałego zamieszkania, jeśli dziecko zostało bez zgody obojga rodziców wywiezione z kraju. Mogą być pewne wyjątki ze względu na dobro dziecka. Sąd uznał jednak, że okoliczności podnoszone przez matkę, nie były na tyle drastyczne, żeby przemawiały za pozostaniem dziecka w Polsce – tłumaczy Tomasz Szaj z Sądu Okręgowego w Szczecinie.

- Dla mnie to jest tak, jakbym usłyszała, że za miesiąc będzie koniec świata. Ja nie mogę wrócić do Irlandii, nie mam tam do czego wracać – mówi pani Katarzyna.

Pięcioletni Daniel ma tylko polskie obywatelstwo. Od 2011 roku jest zameldowany w Myśliborzu. Sąd uznał jednak, że dziecko ma wrócić do Irlandii i wszelkie sprawy związane z opieką nad nim ma rozstrzygnąć sąd irlandzki. Skontaktowaliśmy się z ojcem Daniela.

- Chcę, żeby mój syn był w Irlandii. Jestem teraz Irlandczykiem, mam plany, żeby zostać w Irlandii przez resztę życia, więc chcę, żeby mieszkał ze mną. Ten kraj ma lepsze możliwości niż Polska, dlatego chcę, żeby uczył się w Irlandii, był wielokulturowy. Teraz nie mówi w żadnym innym języku niż polski – powiedział Ashan M.

- Nie chcę oceniać pana M. jako ojca, ale są pewne fakty. On przejawia dużą aktywność procesową, ale pozaprocesowo to jest aktywność znikoma. Dowodem jest to, że ojciec od półtora roku nie zapłacił ani centa alimentów. Kocham swoje dziecko, więc nie płacę na nie alimentów... logiczne prawda? – ironizuje Maciej Przebindowski, pełnomocnik pani Katarzyny.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl