Z dziećmi na bruk przez dług dewelopera

Marta Satrapa może stracić mieszkanie, które kupiła dla swojego niepełnosprawnego syna. Kobieta wpłaciła pieniądze i zawarła z deweloperem umowę przedwstępną. Nie zdążyła jednak podpisać aktu notarialnego, bo deweloper upadł. Dziś w księgę wieczystą jej mieszkania wpisani się wierzyciele. Jeśli nie okażą serca, panią Martę czeka eksmisja.

- Żyję na walizkach. Do 12 stycznia zostało już niewiele czasu, mam świadomość, że tego dnia moje życie może się posypać. Opuszczenie mieszkania będzie oznaczało, że zniszczyłam mojemu dziecku życie, bo zmarnowałam jego pieniądze – mówi pani Marta.

Mieszkanie w Babimoście koło Zielonej Góry miało być najlepszą inwestycją pieniędzy 7-letniego Gracjana. Chłopiec choruje na dziecięce porażenie mózgowe.  W  2009 roku sąd potwierdził  błąd lekarski przy porodzie chłopca i przyznał odszkodowanie. 150 tys. zł pozwoliło na zakup niespełna 60-metrowego mieszkania koło Zielonej Góry.

- To odszkodowanie przyznano za dożywotni uszczerbek na zdrowiu. Gdyby lekarze wykonali cesarskie cięcie, to Gracjan byłby dzisiaj zdrowym siedmiolatkiem. Wszystko Gracjan urodził się martwy. Reanimowali go, ale ma duże uszkodzenie mózgu – wspomina Marta Satrapa.

Kobieta opowiada, że zobaczyła ogłoszenie o mieszkaniach w Babimoście: bezczynszowych, trzypokojowych. - Stwierdziłam, że fajne rozwiązanie dla mnie, trzy pokoje i jest w bloku winda – opowiada. 

Pani Marta i jej mąż zawarli umowę przedwstępną z deweloperem i gotówką zapłacili za mieszkanie. Jednak jeszcze przed zawarciem aktu notarialnego, małżeństwo pani Marty rozpadło się. Małżonkowie rozwiedli się i założyli sprawę o podział majątku. I choć prawo do mieszkania zostało przyznane pani Marcie i jej niepełnosprawnemu synowi, kobiecie nie udało się już podpisać umowy notarialnej, bo deweloper upadł. 

- Ta umowa była zawarta w zwykłej formie pisemnej, w związku z czym nie odnosiła tzw. skutku silniejszego. Dlatego nie może być ona egzekwowana przez panią Martę w sądzie na zasadzie, że domaga się przeniesienia własności. Może domagać się tylko zwrotu pieniędzy, ale tych pieniędzy też nie odzyska, bo deweloper, w którego zainwestowała, ma poważne problemy finansowe. Te pieniądze nie są do odzyskania – mówi Aleksandra Kwietniowska, prawnik.

- Prawnicy pisali mi pozwy do sądu, przez trzy lata starałam się o przeniesienie własności mieszkania, bądź żeby sąd wskazał, że ja jestem właścicielem. Odpowiedź była negatywna, bo nie ma aktu – mówi pani Marta.

Rozmowa z jednym ze współwłaścicieli spółki deweloperskiej:

Reporter: Dlaczego nie zawarli Państwo aktu notarialnego z panią Martą?
Współwłaściciel: Bo takie procedury firma miała.
- Gdyby to była umowa przedwstępna w formie aktu notarialnego, to pani Marta nie miałaby dziś kłopotów, a dziś z chorym dzieckiem może zostać wyrzucona na ulicę.
- Co mogłem zrobić, to zrobiłem.
- Oni oszukali mnie i mojego syna. Żywcem okradli. Teraz nie ma nic: ani mieszkania, ani nakładów, tylko pięć lat życia w stresie – komentuje pan Marta. 

Dziś pani Marta samotnie wychowuje dwoje dzieci. Developer deklaruje, że podpisze z kobietą akt notarialny, jeśli wierzyciele wypiszą się z jej hipoteki. Jednak w księgę wieczystą mieszkania wpisali się kolejni wierzyciele dewelopera. Dług sięga już ponad 3,5 miliona złotych.

- Nie mamy takich możliwości, by domagać się realizacji umowy z deweloperem. Na tym etapie sprawy, kiedy toczy się egzekucja i pani Marcie grozi eksmisja, możemy tylko prosić wierzycieli, żeby pochylili się nad tą sytuacją i zlitowali się. Tej kobiecie i jej dzieciom mogą uratować życie - Aleksandra Kwietniowska, prawnik.

Jedyną nadzieją dla pani Marty jest to, że wszyscy wierzyciele, w tej chwili jest ich 10,  w najbliższych dniach odstąpią od egzekwowania długu z mieszkania małego Gracjana. Pani Marta napisała do wszystkich pisemną prośbę z wyjaśnieniem swojej sytuacji. Błaga o pomoc dla siebie i swoich dzieci.

Rozmowa z jednym z wierzycieli:
Reporter: Czy jest szansa, żebyście państwo odstąpili od tej nieruchomości, czy bierzecie takie rozwiązanie pod uwagę?
Wierzyciel: Jest kancelaria wynajęta. Znam temat.  Tam jest powód zbiorowy wpisany.
- Tak, ale ta kobieta w niczym nie zawiniła, a teraz ponosi odpowiedzialność.
- Ale nie za nas. Wszyscy są poszkodowani. My również.*

* skrót materiału

Reporter: Milena Sławińska

mslawinska@polsat.com.pl