Z domu dziecka na bruk? Nie! Budują wychowankom mieszkania
Alina i Mariusz Pietrzykowie od 15 lat prowadzą rodzinny dom dziecka. Gdy ich dorośli wychowankowie kończą szkoły, muszą opuścić placówkę. Państwo Pietrzykowie nie chcą skazywać ich na pastwę losu, dlatego postanowili kupić zrujnowany budynek i stworzyć w nim 5 mieszkań. Niestety, budowa stanęła, bo u pani Aliny wykryto nowotwór złośliwy. Na dokończenie prac brakuje 200 tys. zł.
„Szczęśliwa Trzynastka” to rodzinny dom dziecka państwa Aliny i Mariusza Pietrzyków. Z nazwy – placówka opiekuńcza. W rzeczywistości – pełna miłości rodzina. Wszystko zaczęło się 15 lat temu. Państwo Pietrzykowie mieli troje własnych dzieci. Ale zapragnęli dać rodzinne ciepło także i tym, którzy go nie mają.
- Żona wpadła na ten pomysł. Pracowała w państwowym domu dziecka i pewnego dnia powiedziała, że więcej nie będzie przykładała ręki do tego państwowego wychowania – mówi Mariusz Pietrzyk.
- Myślę, że to była najlepsza decyzja w naszym życiu, bo mamy świadomość, że robimy coś dobrego – dodaje Alina Pietrzyk.
Dziś w domu państwa Pietrzyków w Okonku koło Szczecinka mieszka dziewięcioro dzieci. Najmłodsze ma 7 lat. Najstarsze 19. Każde ma dramatyczną historię życia w tle.
- My tu się znaleźliśmy, bo źle było u nas w domu. Nie mieliśmy gdzie spać, co jeść. Tata zmarł, a mama gdzieś odeszła – opowiada Justyna, podopieczna rodzinnego domu dziecka Pietrzyków .
Problem zaczyna się, gdy wychowankowie „Szczęśliwej Trzynastki” stają się dorośli. Wtedy, zgodnie z prawem muszą się usamodzielnić i opuścić dom Pietrzyków.
- Chcielibyśmy się cieszyć razem z nimi, że zdały maturę, albo że mają 18 lat, ale z tyłu głowy mamy świadomość, że one muszą stąd odejść. A problem jest taki, że one naprawdę nie mają gdzie pójść – mówi Alina Pietrzyk.
Dlatego Pietrzykowie wpadli na pewien pomysł. Wzięli kredyt i kupili zdewastowany budynek do remontu. Chcą utworzyć w nim 5 mieszkań dla odchodzących od nich dzieci.
- To była ruina. Okien nie było, dach też jest już zrobiony – opowiadają Ewa i Justyna, podopieczne państwa Pietrzyków.
Rodzina wierzyła, że sfinansuje remont sama, ale wtedy spadł na nią cios. U pani Aliny zdiagnozowano złośliwy nowotwór piersi.
- Tak jakbym dostał siekierą w tył głowy. Było ciężko, ale niestety trzeba było tak robić, żeby po sobie nie dać poznać i funkcjonować, jakoś to prowadzić – opowiada pan Mariusz.
- No, ale przeżyliśmy. Jestem i mam zamiar coś jeszcze dobrego w życiu zrobić – uśmiecha się pani Alina.
Dlatego, mimo ciężkiej sytuacji, państwo Pietrzykowie nie poddają się. Wiedzą, że muszą remont dokończyć. Do tej pory zainwestowali już 100 000 złotych. Ale potrzeby są ogromne.
- Pani Alina Pietrzyk zwróciła się o pomoc tylko i wyłącznie dlatego, że pojawiły się problemy zdrowotne. Zawsze samodzielnie rozwiązywała wszystkie problemy – mówi Małgorzata Sameć, burmistrz Okonka .
- Podjęliśmy się tego, żeby nie było momentu, że muszę im spojrzeć w oczy i powiedzieć: idź dziecko, bo ja już ci więcej nie mogę pomóc, skończyło się. Teraz największym problemem są materiały. Brakuje blachy, kominów, surowców… wszystkiego, bo to jest dom w opłakanym stanie – opowiada pan Mariusz.*
* skrót materiału
Jeśli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z reporterem: ibrachacz@polsat.com.pl lub z redakcją: tel. 22 514 41 26, mail: intrewencja@polsat.com.pl
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka