Życie na kredyt innych

Agnieszka W. z wyłudzania kredytów urządziła sobie sposób na życie. Najpierw pożyczała sama, później, gdy została skazana, musiała szukać "pomocy" u innych. Swojej pracownicy wmówiła, że ma chorego na raka syna i potrzebuje pieniędzy, a samotnej, starszej ciotce, że rozkręcą biznes. W sumie razem pożyczyły 300 tys. zł.

Wezwania do sądu, na policję, pisma od komorników i firm windykacyjnych – tak od kilku lat wygląda życie schorowanej, 70-letniej pani Władysławy Wilczyńskiej. Jej kłopoty zaczęły się w 2008 roku, kiedy bratanica namówiła ją na zaciągnięcie kredytów.

- Agnieszka jest dla mnie najbliższą rodziną, córka mojego brata. Nie mam dzieci, jestem samotna. Mówiła: ciociu, co ty masz za emeryturę… Ja mam lokal, weźmiesz kredyt, otworzymy bar. Nie dałam się długo namawiać – opowiada pani Władysława.

Kobiety współnie zaciągnęły kilkanaście kredytów na kwotę 300 tysięcy złotych. Jak twierdzi pani Władysława, wszystkie zobowiązania miała spłacać jej bratanica.

- Szłam do banku, a tam było wszystko przyszykowane, to ona rozmawiała z paniami, ja byłam potrzebna do podpisu. Nie wiedziałam, ile było pieniędzy – twierdzi pani Władysława.

- Osoba ta posiada pełną zdolność do czynności prawnych, jest osobą starszą, inteligentnaąi doskonale zdaje sobie sprawę z własnej sytuacji finansowej – mówi Tomasz Sukiennik, prokurator rejonowy w Zduńskiej Woli.

Pani Władysława dowiedziała się, że Agnieszka W. nie spłaca zaciągniętych kredytów, kiedy do jej drzwi zapukał komornik. Dzisiaj kobieta ma pół miliona długu i jest oskarżona o oszustwo. Ostatnia rozprawa odbyła się 15 grudnia.

- Ja nigdy nie miałam do czynienia z policją, z sądem. Jak pierwszy raz poszłam do sądu, to powiedziałam: dzień dobry, gdzie ja mogę usiąść? Pracowałam 40 lat i teraz nie mam pieniędzy. Nie powiem, że jestem głodna, ale to nie za swoje, tylko za to, co ludzie mi kupią – rozpacza pani Wadysława.

Kredyty dla Agnieszki W. brała również 78-letnia pani Karolina Golińska. Ona także bardzo tego żałuje. Syn starszej kobiety był narzeczonym Agnieszki W.

- 16 tys. zł to miało być na chorego dzieciaka, na profesora, bo do Łodzi chciała jechać. Mówiła, że ma dziecko chore na raka. Podpisała zobowiązanie, że będzie spłacać wraz z odsetkami, żebym się nie przejmowała – opowiada pani Karolina.

Jednak Agnieszka W. kredytów nie spłacała. Dlatego część emerytury pani Karoliny zabiera komornik. Po opłaceniu rachunków zostaje jej 311 zł na życie.

Pani Lucyna pracowała w barze prowadzonym przez Agnieszkę W. jako barmanka. Ona także zgodziła się na zaciągnięcie kredytów dla swojej szefowej - w sumie około 50 tysięcy złotych.

- 19 stycznia mnie zatrudniła, a już 26 stycznia powiedziała, że ma dziecko chore na raka kości, prosiła o pomoc. Wahałam się, ale podpisałam, bo chciałam pracować – opowiada pani Lucyna. Kobieta zaciągnęła cztery kredyty w trzy miesiące.

Za oszustwa pani Lucyna została skazana na karę więzienia w zawieszeniu i grzywnę. Na taką samą karę sąd w Zduńskiej Woli skazał Agnieszkę W. Jak to możliwe, że kobieta jest wolna? Tego nie wiemy, ponieważ nikt z sądu w Zduńskiej Woli nie zgodził się na rozmowę na ten temat przed naszą kamerą. Agnieszka W. nie zgodziła się na wypowiedź.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl