Groził wysadzeniem bloku - wrócił ze szpitala psychiatrycznego

Feliks Meszka po 11 latach wyszedł ze szpitala psychiatrycznego, bo Sąd Najwyższy uznał, że wysłano go tam z naruszeniem przepisów, bez procesu. Powrót mężczyzny spędza sen z powiek jego sąsiadom. Na jednym z osiedli w Katowicach ludzie doskonale pamiętają, jak pan Feliks oskarżał innych lokatorów o zamordowanie żony, groził śmiercią, a nawet wysadzeniem bloku.

- Ubzdurał sobie, że zamordowaliśmy  mu żonę - opowiada pani Elżbieta, sąsiadka Feliksa Meszki.

- Zaczęło się od śmierci jego żony, już wcześniej się działo, ale nie było tak źle. Groził, że nam pokaże, wytruje, załatwi. Powiedział, że wywali cały blok w powietrze, bo jemu już na niczym nie zależy. Żony nie ma, więc on też już żyć nie musi - dodaje inna sąsiadka, pani Teresa.

- Żona zmarła w marcu 1994 roku. Leki pobierała i za dużo wzięła.  Problemy były, bo na górze sąsiedzi zawsze, jak żona spała, to jakieś stuki były i na tym punkcie te leki pobierała - mówi nam Feliks Meszka.

Kiedy w 2004 roku Sąd Rejonowy w Katowicach umorzył postępowanie przeciwko panu Feliksowi i nakazał umieszczenie go w zakładzie psychiatrycznym, sąsiedzi odetchnęli z ulgą. Do dzisiaj jednak wspominają z przerażeniem wydarzenia sprzed lat.

- On wyskoczył kiedyś na dwóch policjantów, takich po 1,90 metra wzrostu. Wyskoczył do nich z  łomem - mówi pani Elżbieta, sąsiadka.

- W ogóle nieprawda! Ja na nikogo nie napadłem i to w ogóle jest nieprawdą - zarzeka się Feliks Meszka.

- Pan był uznawany przez swoich sąsiadów za osobę trudną we współżyciu. Pojawiły się informacje o groźbach, o przemocy wobec interweniującego funkcjonariusza policji, pojawiła się informacja związana z samowolną przeróbką instalacji gazowej przy użyciu gwoździ, pojawiły się informacje o szmatach nasączonych jakąś substancją - opowiada Jarosław Gwizdak, prezes Sądu Rejonowego Katowice-Zachód.

14 grudnia 2015 roku, po 11 latach przymusowego zamknięcia w Szpitalu Psychiatrycznym w Rybniku, pan Feliks Meszka wyszedł na wolność. Sąd Najwyższy uznał, że mężczyzna został przyjęty do szpitala z naruszeniem przepisów.

- Sąd Najwyższy stwierdził,  że sąd rejonowy przede wszystkim powinien przeprowadzić postępowanie dowodowe, powinien rozpatrzeć sprawę na rozprawie. Sąd rejonowy nie przeprowadził postępowania dowodowego, całkowicie zawierzając ustaleniom prokuratury - informuje adwokat Piotr Wojtaszak, pełnomocnik pana Feliksa Meszki.

Sąsiedzi pana Feliksa są przerażeni jego powrotem. Obawiają się, że mężczyzna stanowi zagrożenie dla siebie i otoczenia. Tymczasem pan Feliks i jego adwokat będą walczyć o odszkodowanie.

- Jeżeli ktoś przebywa przez dłuższy okres w szpitalu psychiatrycznym, to może mieć trudności z przystosowaniem się, z właściwą oceną stanu rzeczy , choćby nawet wydatkowania własnych pieniędzy - mówi dr Anatol Bagiński ze Szpitala Psychiatrycznego w Rybniku.

- Ja teraz do siebie dochodzę, bo te leki działają i trochę lepiej się czuję. Uważam, że do 3 miesięcy dojdę do siebie. Biorę leki. Przestanę dopiero, jak psychiatra powie - mówi pani Feliks.

- Nikt nie widział, nie zbadał ,jak on wtedy wyglądał , to był horror. Muszę powiedzieć, że lekarze z tego szpitala uratowali mu życie. Boimy się jednak, że organizm wyczyści się z tych leków i wszystko zacznie się od nowa - mówi pani Teresa, sąsiadka pana Feliksa.*

* skrót materiału

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl