Lekarz nie płaci za swój błąd, bo utrzymuje rodzinę. Za... 19,5 tys. zł

Koszmarny finał operacji powiększenia piersi. Anestezjolog przebił pani Katarzynie tchawicę, przez co doszło u niej do niedotlenienia mózgu. Lekarz usłyszał wyrok. Ma zapłacić 400 tys. zł odszkodowania i wypłacać co miesiąc 4 tys. zł renty pacjentce. Nie płaci nic, bo jeszcze przed wyrokiem jego żona wystąpiła o to, by na rzecz rodziny, z którą żyje, płacił 19,5 tys. zł miesięcznie. Więcej pieniędzy komornik nie jest w stanie ściągnąć.

W 2006 roku 30-letnia wówczas Katarzyna Kozodój poddała się operacji powiększania piersi w jednej z prywatnych szczecińskich klinik. Operacja zakończyła się tragicznie.

- Doktor przebił tchawicę Kasi i nie zauważył tego. Doszło do opuchnięcia całego ciała, powietrze się dostało poza płuca, doszło do niedotlenienia mózgu – opowiada Jan Kozodój, ojciec pani Katarzyny.

Od czasu feralnego zabiegu pani Katarzyna wymaga całodobowej opieki. Zajmuje się nią ojciec, który opiece nad chorą córką poświęcił cały swój czas.

- Sondy wymieniam, karmię, kąpię, przewijam. Wszystko to jest coś strasznego. Kiedy muszę córce stolec wybierać, to bym tego lekarza zabił – rozpacza pan Jan.

Po długim i skomplikowanym procesie anestezjolog Wiesław Sz. został skazany na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. W kolejnym procesie cywilnym sąd przyznał pani Katarzynie 400 tys. zł odszkodowania i 4 tys. zł comiesięcznej renty.

- Po tym wyroku doktor nie płaci ani renty, ani zadośćuczynienia i w różny sposób pozbywa się majątku – mówi pan Jan.

Okazało się, że w czasie trwania procesu o rentę i odszkodowanie żona Wiesława Sz. złożyła do sądu pozew o alimenty na siebie i troje dzieci, z których najstarsza córka ma 30 lat. Stwierdziła, że mąż przestał płacić na utrzymanie rodziny. Jednocześnie nie złożyła wniosku o separację lub rozwód. Małżonkowie mieszkają razem do dziś.

- Żona skazanego wniosła o zasądzenie kosztów utrzymania rodziny i sąd zasądził na rzecz małżonki i małoletnich dzieci kwotę 19,5 tys. zł – mówi Tomasz Szaj z Sądu Okręgowego w Szczecinie.

Reporter: Czy sąd, rozpatrując tę sprawę, nie powinien zapytać powódki i lekarza, czy nie mają innych zobowiązań?
Tomasz Szaj z Sądu Okręgowego w Szczecinie: Ta kwestia nie jest uregulowana. To zależy od wyczucia konkretnego sędziego.
Reporter: Czyli pan Kozodój i jego córka źle trafili?
Tomasz Szaj: Można tak powiedzieć

- W tych uzasadnieniach, to są rzeczy takie, że oni muszą żyć na wysokim poziomie, że ona musi żyć w wielkim domu, dzieci musza dostawać po 4 tys. zł na swoje potrzeby. Natomiast moja córka ma leżeć i czekać, aż tata zdobędzie jakiś grosz – mówi pan Jan.

Wiesław Sz. pracuje w trzech szpitalach i - jak sam deklaruje - zarabia 34 tysiące złotych. Ale po ściągnięciu alimentów na żonę dla niepełnosprawnej pani Katarzyny nie zostaje nic. Próbowaliśmy porozmawiać z lekarzem, ale odesłał nas do swojego prawnika.

- To jest coś strasznego, jak taki człowiek może ratować ludziom życie, skoro jest taki bezwzględny - dziwi się pan Jan.

Mężczyzna ma także pretensje do komornika, który prowadzi egzekucję. Jego zdaniem komornik nie robi nic, żeby ściągnąć pieniądze dla niepełnosprawnej pani Katarzyny.

- Komornik stwierdził, że więcej nie może ściągnąć niż 19,5 tys. zł. Mimo że doktor jeździ samochodem, z żoną w jednym mieszkaniu żyją – mówi Jan Kozodój, ojciec pani Katarzyny.

- Musi pani zrozumieć, że jako komornik sądowy, mam ograniczone możliwości. Nie wszystko jest majątkiem dłużnika, a ja mogę tylko prowadzić egzekucję z majątku dłużnika – powiedział nam komornik prowadzący sprawę.

- Tak mówią ludzie, którzy nie próbują zrobić niczego w sprawie. Moim zdaniem egzekucja jest prowadzona w sposób niefachowy, nierzetelny. Można było sięgnąć po inne składniki majątku – uważa Anita Kutysz-Pielaszkiewicz, pełnomocnik pani Katarzyny.

Pan Jan o działaniach lekarza i jego żony powiadomił prokuraturę. Ta właśnie skierowała do sądu akt oskarżenia, bo okazało się, że od czasu feralnej operacji pani Katarzyny, Wiesław Sz. systematycznie przepisywał swój majątek na inne osoby.

- Zawarł umowę o rozdzielności majątkowej i na mocy tej umowy darował część majątku swojej żonie. Chodzi tu o nieruchomość o wartości przekraczającej 500 tys. zł. W kolejnych latach darował kolejne składniki swojego majątku – mówi Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

Tymczasem pan Jan i jego córka znaleźli się w dramatycznej sytuacji. W ciągu najbliższych miesięcy będą musieli opuścić mieszkanie, które po tragicznej operacji zostało przystosowane do potrzeb niepełnosprawnej pani Katarzyny.

- Ogłosiłem swoją upadłość, a zabezpieczeniem było mieszkanie, które teraz muszę oddać. Czasem się zastanawiam, czy on swoim działaniem nie dąży do tego, żeby ona zmarła i wtedy to by się wszystko rozeszło. Zawiódł się, bo ja zrobię wszystko, żeby ona żyła. Nie podaruję mu tego - zapowiada pan Jan.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl