Radni bokserzy i brutalne pobicie w dyskotece

Policja bada sprawę pobicia, do jakiego doszło w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w popularnym klubie w Skarżysku-Kamiennej. Dwaj mężczyźni trafili do szpitala. Jeden z nich stracił kilka zębów i ma uszkodzoną szczękę oraz liczne obrażenia wewnętrzne. Poszkodowani twierdzą, że wśród napastników było dwóch bokserów z Szydłowca, którzy są zarazem radnymi. Ci odpierają zarzuty.

Do naszej redakcji zgłosiła się pani Renata z Warszawy. Jak twierdzi, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia pojechała z mężem do rodziny w Skarżysku-Kamiennej koło Kielc. Wieczorem wszyscy razem poszli zagrać w kręgle i na dyskotekę do miejscowego klubu - Kombinatu Formy. 

- Graliśmy w pięć osób. Ja z kuzynką i mężem nie dostaliśmy butów. Byłyśmy w butach na obcasie, zdjęliśmy je, a potem ubrałyśmy. To nie było komfortowe. Mąż ślizgał się w skarpetkach, więc je zdjął - opowiada pani Joanna, która bawiła się z panią Renatą w klubie.

- Po dwóch kolejkach grania w kręgle z mężem i bratem poszliśmy potańczyć, a szwagier został w boksie kręgielnym. Wracając zauważyliśmy, że stoi nad nim duży mężczyzna, bardzo barczysty. Kazał szwagrowi wyp... Do mnmie powiedział: wyp..., bo śmierdzicie - opowiada pani Renata. 

- Osoba ta wyprowadziła cios w okolice łuku brwiowego Pawła. Po chwili skierowała się do wyjścia, skąd wróciła z 4-5 panami, którzy bardzo szybko się nami zajęli - mówi pani Artur. 

Poszkodowani twierdzą, że pierwszy cios zadała osoba związana z nieformalną ochroną klubu.  Później przyłączyły się inne osoby - w tym dwóch bokserów, którzy są zarazem radnymi z Szydłowca. Jeden miejskim, a drugi powiatowym. Męża pani Renaty wyprowadzono z  sali, ale wrócił, bo - jak twierdzi -  martwił się o żonę, a  na dodatek zostawił portfel i telefon.

- Kiedy przekroczyłem drzwi lokalu założono mi rękę na szyję i duszono. I tu świadomość moja się kończy. Musiałem dostać ciosy, obudziłem się dopiero w szpitalu - mówi pan Artur.

- To są osoby, które boksem zajmują się zawodowo. Całe szczęście, że mąż jest przy mnie. To mogło się skończyć tragicznie - mówi pani Joanna.

Pan Artur i pan Piotr trafili do szpitala z licznymi obrażeniami. Jak twierdzą, do tej pory nie odzyskali pełnej sprawności. O pobiciu zawiadomili policję. 

- W szpitalu odkryłem, że jestem cały zakrwawiony. Mam liczne urazy głowy, wybite dwa zęby - mówi pan Artur.

- W tej sprawie prowadzone są czynności w kierunku pobicia mężczyzn. Mamy zabezpieczony monitoring, trwa analiza zapisów - informuje Damian Szwagierek z Komendy Powiatowej Policji w Skarżysku-Kamiennej.

Dotarliśmy do oskarżanych przez pobite osoby radnych. Nie chcieli oficjalnie wystąpić przed kamerą. Naszego reportera zaprosili jedynie na rozmowę do samochodu jednego z nich. Według nich, awantura zaczęła się od zwrócenia uwagi mężczyźnie, który zasnął boso w loży. Podobno po obudzeniu i zwróceniu  mu uwagi to on miał być agresywny.

Reporter: Właściciel lokalu powiadomił nas, że zaprasza państwa, bo jesteście autorytetami i odstraszacie swoimi osobami. Wasze osoby gwarantują spokój, bo jesteście bokserami.

Radni Paweł S. i Karol S.: Tam nas wszyscy znają. Potrafimy znaleźć wspólny język nawet, jak to się mówi, z miejscową szumowiną.

- Cztery osoby twierdzą, że w grupie, która je napadła, byli panowie.
- Nie chcemy się wypowiadać. Monitoring to zweryfikuje. Chcemy wyprostowania tego. A co, jeżeli okaże się, że my stoimy z boku, dwa metry od tych pokrzywdzonych? I to widać na monitoringu. W tej chwili nie jesteśmy żadną stroną. Nie jesteśmy ani świadkami, ani podejrzanymi.
- Jak widzieliście to zamieszanie, to dlaczego nie zawiadomiliście policji?
- Jakby na panu siedziała, czy rzucała się na plecy panna, to by dzwonił pan na policję, czy by się pan bronił?
- Przed chwilą mówiliście, że staliście obok. To się wyklucza.
- Braliśmy udział w tym zdarzeniu, ale niech to ustali policja.

Radni nie zostali jeszcze przesłuchani. Policja jak na razie przepytuje gości i pracowników klubu. Śledczy twierdzą, że jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o czyjejś winie. 

- Nie odpuścimy, bo ta historia mogła skończyć się gorzej. Gdyby jeden z nich dusił szwagra 5-10 sekund dłużej, to by się udusił. Jeżeli zrobimy z tym teraz porządek, to uratujemy komuś życie - uważa pan Paweł.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl