Do zapłaty 93 tys. zł. Cena niewiedzy

Chora na stwardnienie rozsiane 20-latka ma zapłacić 93 tys. zł za leczenie w szpitalu. Rachunek z NFZ przyszedł do Zofii Piwowar z Warszawy półtora roku po leczeniu. Kobieta twierdzi, że nie miała pojęcia, że nie jest ubezpieczona w szkole. Gdyby ktoś w szpitalu poinformował ją o tym, mogłaby wykupić ubezpieczenie wsteczne.

Od dwóch lat życie 20-letniej dziś Zofii Piwowar z Warszawy to pasmo nieszczęść. Wszystko zaczęło się w styczniu 2014 roku podczas szkolnej studniówki. Nagle u dziewczyny pojawiły się na całym ciele krwawe podskórne plamy. 

- Usłyszałam, że mam sytuację zagrożenia życia, że albo zostaję w szpitalu i będzie dobrze, pomogą mi, albo wychodzę i mogę mieć w każdym momencie wylew krwi do mózgu, albo jakiś krwotok wewnętrzny.  Dostałam w rezultacie bardzo drogi lek. Wyszłam ze szpitala, posiedziałam sobie tydzień w domu i znowu się pogorszyło, więc musiałam wrócić na kolejny tydzień, kolejną tygodniową dawkę tego bardzo drogiego leku – opowiada pani Zofia.

Podczas pobytu w szpitalu Zofia podpisała oświadczenie, że jest ubezpieczona. Myślała, że jako uczennicy liceum przysługuje jej ubezpieczenie. Jednak skończyła już 18 lat, a bezrobotni rodzice, niezarejestrowani w urzędzie pracy, nie mogli jej ubezpieczyć.

- Moi rodzice byli bezrobotni i nie zarejestrowali się w urzędzie pracy. Być może szkoła była poinformowana o tym, że moi rodzice są bezrobotni, ale nie jestem po takim czasie tego pewna – opowiada 20-latka.

- Gdybyśmy taką wiedzę mieli, to wykonalibyśmy to, co do nas należy, czyli ubezpieczyli Zosię – mówi Elżbieta Wysmołek, dyrektor XII LO im. Henryka Sienkiewicza w Warszawie.
Reporter: Jej mamie wydaje się, że mówiła o tym wychowawcy.
- Mamy taki przepływ informacji, że jeśli coś się zadzieje, to jest to przekazywane dyrektorowi. Do końca ubiegłego roku
Zofia nie zdawała sobie sprawy, że nie była ubezpieczona, dopóki nie otrzymała pisma od Narodowego Funduszu Zdrowia. Ten wezwał ją do zapłaty za leczenie. Domaga się 93 tysięcy złotych!

- Informacja o problemach z ubezpieczeniem dotarła tego samego dnia, kiedy zostało rozpoczęte leczenie. Natomiast oddziały wojewódzkie w funduszu, wszystkie te oświadczenia kolejno sprawdzają. To jest procedura, która musi trochę potrwać, bo urzędników nie jest za dużo – wyjaśnia Andrzej Troszyński z mazowieckiego oddziału NFZ.
Reporter: Można było tę sytuację wyjaśnić, gdyby od początku ją ktoś poinformował, że ma możliwość ubezpieczenia wstecznego.
- Można było to naprawić w momencie zgłaszania się do leczenia, nie zrobiono tego. Mi jest trudno w tej chwili rozstrzygać, w jakim stopniu osoby pracujące w rejestracji szpitala na to zwracały uwagę.

- Dziadkowie Zosi napisali pismo do prezesa ZUS-u. Proszą o ubezpieczenie wsteczne, bo okazało się, że jest taka możliwość
– opowiada Paulina Stelmachowska, przyjaciółka Zofii.

- Gdybym od razu dostała informację, że coś jest nie tak z moim ubezpieczeniem, to miałabym wiele możliwości do wyboru, bo to jest ośrodek pomocy rodzinie, moi dziadkowie mogliby mnie ubezpieczyć albo szkoła. A półtora roku później to nabiera innego wymiaru. Dostałam rachunek, który mógłby nie istnieć – mówi Zofia.

Gdyby Zofia dowiedziała się podczas pobytu w szpitalu w 2014 roku, że nie jest ubezpieczona, mogłaby całą sprawę wyjaśnić. Dziś chorej na stwardnienie rozsiane 20- letniej dziewczynie pozostało wierzyć, że NFZ umorzy jej dług.

- Chcemy pomóc pani Zofii. Próbujemy nawiązać kontakt, aby ewentualnie mógł dyrektor po analizach prawnych podjąć taką decyzję, która by nas wszystkich satysfakcjonowała – powiedział Andrzej Troszyński z mazowieckiego oddziału NFZ.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl