Umowa z miastem… Płaci czynsz, mieszkać nie może
Urzędnicy z Gorzowa Wielkopolskiego przyznali Agnieszce Mikisz mieszkanie do remontu, a gdy prace były na wykończeniu, umowę zerwali. Uważają, że zaświadczenie o zarobkach kobiety może być podrobione. Kobieta temu zaprzecza. W remont zainwestowała ponad 100 tys. zł. Na dodatek miasto zażądało od niej opłacania czynszu za lokal, w którym nie może mieszkać.
Agnieszka Mikisz z Gorzowa Wielkopolskiego wychowuje troje dzieci w wieku dwóch, dwunastu i szesnastu lat. Najstarsza córka choruje na cukrzycę. W 2013 roku kobieta wystąpiła do miejscowego magistratu z wnioskiem o przyznanie jej mieszkania do remontu.
- W 2014 roku zadzwonili, że mogę przyjść do urzędu i podpisać umowę najmu mieszkania do remontu – opowiada pani Agnieszka.
Kobieta musiała przedstawić zaświadczenia o dochodach z ostatnich czterech miesięcy. Dostarczyła je razem z kserokopiami. Urzędnicy zachowali ksero. Kobieta podpisała umowę na remont zrujnowanego mieszkania i rozpoczęła go. Zainwestowała ponad 100 tysięcy złotych.
- Wymieniona została instalacja gazowa, elektryczna, podłogi, ściany, okna, łazienka zrobiłam całą i kanalizację. Pieniądze pożyczyli mi znajomi, przyjaciele, pomogła rodzina plus oszczędności – wymienia pani Agnieszka.
Kiedy remont mieszkania był prawie zakończony, wówczas urzędnicy zakwestionowali jedno z zaświadczeń o zarobkach. Zażądali oryginału, ale kobiecie podczas remontu dokument ten zaginął. A uzyskanie duplikatu stało się niemożliwe.
- Wzięli kserokopię, mimo że miałam oryginał przy sobie, a potem okazało się, że żądają oryginału. Teraz nie mam kontaktu z poprzednim pracodawcą, zlikwidował firmę i znikł – twierdzi pani Agnieszka.
- Urzędnik dokonał zaniedbania, bo nie potwierdził zgodności z oryginałem dostarczonego dokumentu. Pani Agnieszka wynajmuje teraz lokal. Tuła się z rodziną, a mieszkanie stoi puste – dodaje Artur Szymczak, dziennikarz Gazety Lubuskiej.
Urzędnicy zerwali umowę. Pani Agnieszka z dziećmi musiała opuścić wyremontowane w dziewięćdziesięciu procentach mieszkanie. Urząd zawiadomił także prokuraturę. Tam sprawa ciągnie się już prawie dwa lata.
- Na razie jest postępowanie w sprawie. Nikomu nie przedstawiono zarzutu. W chwili obecnej sprawa jest zawieszona albowiem oczekujemy na opinię biegłego z dziedziny pisma ręcznego – informuje Agnieszka Hornicka-Mielcarek z Prokuratury Rejonowej w Gorzowie Wielkopolskim.
- Jest to jedno wielkie nieporozumienie. Miasto złożyło wniosek o eksmisję, a dwa dni przed rozprawą prezydent wycofał sprawę z sądu – mówi Kacper Przybylak, przyjaciel pani Agnieszki.
Urzędnicy nie wykluczają, że to oni popełnili błąd. Mimo to nie pozwalają zamieszkać kobiecie w mieszkaniu. Na dodatek zażądają od niej opłat za czynsz. Kobieta pod koniec zeszłego roku za namową adwokata przestała płacić i oddała sprawę przeciwko miastu do sądu.
- To było wezwanie do próby ugody w sprawie o zapłatę. Do tej ugody nie doszło. Strona przeciwna, czyli miasto, nie wyraziła zgody – informuje Renata Nowosadzka z Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim.
Ewa Sadowska-Cieślak z Urzędu Miasta Gorzowa Wielkopolskiego tłumaczy, że choć lokal jest nieużywany, to miasto żąda opłat za czynsz, bo takie są przepisy.
Reporter: Dlaczego nie podpisano umowy, na tej zasadzie, że do czasu wyjaśnienia sprawy ta pani normalnie mieszka i jest najemcą?
Ewa Sadowska-Cieślak: Ponieważ takie zostały podjęte decyzje i kroki. *
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl