Chciał młotkiem zabić córki. Cudem uciekły

Ireneusz K. zaatakował swoje córki młotkiem. Najprawdopodobniej chciał je zabić. 11-letniej Julii i 16-letniej Natalii udało się uciec. Zanim przyjechała policja, 44-latek popełnił samobójstwo. Do dramatu doszło w czwartek w Rumi. Dziewczynki w ciężkim stanie trafiły do szpitala. Dziś ich życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.

- Żona wezwała pogotowie. Wcześniej nic nie słyszeliśmy, dziewczynki same do nas przyszły - opowiada pan Mariusz K., brat Ireneusza K.

- Dziewczynki zostały pobite dosyć ciężko. Obie obecnie przebywają w szpitalu. Były wczoraj operowane. Mają głównie obrażenia głowy i rąk. Prawdopodobnym sprawcą pobicia dziewczynek jest ich ojciec, który wszystko wskazuje na to, w dniu wczorajszym popełnił samobójstwo - informuje  Lidia Jeske z Prokuratury Rejonowej w Wejherowie.

W tej chwili nie wiadomo, co było przyczyną agresji Ireneusza K. Jest jednak wiele możliwych scenariuszy. W rodzinie państwa K. była założona niebieska karta.

- Została założona niebieska karta i powołana grupa robocza, w skład której wchodził również pracownik socjalny - informuje Anna Biedrzycka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rumi.

- Życie napisało ten scenariusz. Mi się wydaje, że zaczęło się od rozwodu. Ostatnia sprawa była 17 czy 18 stycznia. Dlaczego zaatakował dziewczynki, to jest największa zagadka. Dzień wcześniej brat był u mnie. Rozmawialiśmy, wszystko wydawało się w porządku - mówi pan Mariusz,  brat Ireneusza K.

- Tam konflikt był wyłącznie między mężem a żoną, co podkreślała również mama i szereg innych świadków. Ojciec w stosunku do dziewczynek nigdy nie stosował przemocy, nie był agresywny, nie krzyczał na nie. Nauczycielki ze szkoły były bardzo zdziwione, że rodzina jest objęta niebieską kartą, bo to była normalna spokojna rodzina - opowiada  Lidia Jeske z Prokuratury Rejonowej w Wejherowie.

Przyczyny dramatycznych wydarzeń ustala prokuratura i policja. Stan Julii i Natalii w tej chwili jest już 
stabilny. Młodsza z dziewczynek będzie musiała jednak przejść operację plastyczną. Ich matka – Anna K., która w czasie zdarzenia była w pracy, jest w tej chwili z córkami w szpitalu. Kobieta odmawia komentowania całej sprawy.

- 11-latka w oddziale chirurgii dzieci i młodzieży była poddana zabiegom opracowania ran głowy. Prawdopodobnie będziemy musieli jeszcze zaplanować leczenie z zakresu chirurgii plastycznej. Druga dziewczynka, 16-letnia, leży na oddziale laryngologii. Wczoraj operacyjnie dokonano repozycji złamań kości czaszki. Opracowano rany tkanek miękkich głowy. Obie dziewczyny są pod opieką psychologiczną - informuje Dariusz Kostrzewa, prezes zarządu COPERNICUS PL.

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl