Amstaff zaatakował 5-latkę. 27 szwów!
Amstaff zaatakował jedną z córek państwa Emilii i Jarosława Chmurów w sadzie. Wbił zęby w udo pięcioletniej Milenki i wyszarpał ją z rąk matki. Za nic nie chciał puścić. Dziewczynka przeszła operację w szpitalu. Założono jej 27 szwów. Bez stałej rehabilitacji będzie miała wadę postawy. Właściciel psa nie chciał nam wytłumaczyć, dlaczego spuścił go ze smyczy.
- Jak to zobaczyłem, zacząłem bić tego psa, ale był tak skupiony na niej, że nic na niego nie działało – opowiada Jarosław Chmura, tata pogryzionej Milenki.
Do ataku doszło 7 czerwca 2015 roku. Był piękny i słoneczny dzień. Nic nie zwiastowało dramatu. Emilia i Jarosław Chmurowie wybrali się ze swoimi trzema córkami do sadu znajomych.
- Przyjechaliśmy do tego sadu i zobaczyliśmy, że nasi znajomi nie są sami, jest jeszcze mężczyzna i kobieta i biega wokół nich pies – opowiada Emila Chmura. Jej dzieci bały się psa. Wysiadły z samochodu dopiero, gdy amstaff wraz z właścicielem wyszedł z parku. Niestety, po niedługim czasie wrócił.
- Złapałam Milenkę jak się dało najmocniej, a on zaczął skakać ewidentnie w jej stronę. Wykonał obrót w powietrzu, złapał ją zębami za udo i wyszarpał z rąk. Można powiedzieć, że ją upolował i zaczął jeść – wspomina pani Emila, mama pogryzionej Milenki.
- Te sekundy mijały jak godziny. Po jakimś czasie pojawił się właściciel, który złapał psa pod szyję i zaczął dusić. Dopiero wtedy puścił – dodaje Jarosław Chmura, tata Milenki.
W szpitalu lekarze podjęli decyzję o natychmiastowej operacji. Milence założono 27 szwów. Po 10 dniach w szpitalu dziewczynka wróciła do domu. Niestety z konsekwencjami pogryzienia będzie zmagała się do końca życia.
- U tak młodej dziewczynki za kilka lat może to rzutować na powstanie skoliozy. Jeżeli ten mięsień nie będzie rehabilitowany, to na sto procent będzie miała wadę postawy w ciągu 5 lat – mówi Grzegorz Wachel, fizjoterapeuta.
- Problem jest w tym, że Milenka została wyrwana przez psa z rąk matki. Dziecko 5-letnie jest przekonane, że rodzice są opoką, skałą, że przy rodzicach nic się nie stanie. Milenka już tego poczucia nie ma – tłumaczy Barbara Borzymowska, psycholog ludzki i zwierzęcy.
- Do tej pory, kiedy coś jej się stanie, nie biegnie do mnie, tylko do mojego męża – dodaje pani Emilia.
Sprawa pogryzienia trafiła na policję. Niestety mimo przesłuchania świadków i powołania biegłych, Hubertowi U., właścicielowi psa nie postawiono zarzutów. Rodzice Milenki nie mogą zrozumieć dlaczego mężczyzna nie poniósł żadnych konsekwencji.
- Powołany został biegły chirurg, który stwierdził jednoznacznie, że jest to przestępstwo z artykułu dotyczącego trwałego zeszpecenia, ale to nie wystarczyło policji, żeby postawić zarzut. Potem powołano biegłego kynologa, który jednoznacznie stwierdził, że ta rasa jest agresywna i niebezpieczna – mówi pani Emilia.
- 25 stycznia prokurator uwzględnił zażalenie i polecił kontynuowanie postępowania. Polecił wykonanie szeregu czynności, które mają dążyć do ustalenia przede wszystkim, czy pies ten był agresywny – informuje Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
- O winie psa w ogóle nie można mówić. Natomiast o winie właściciela z całą pewnością. Po pierwsze pies, moim zdaniem, został nie całkowicie dobrze wychowany, po drugie nie był pod kontrolą – uważa Barbara Borzymowska, psycholog ludzki i zwierzęcy.
Pod adresem podanym policji nie zastaliśmy Huberta U. Kiedy udało nam się do niego dodzwonić, mężczyzna odmówił komentarza.
- Największy żal mamy do właściciela. Taki pies jest jak broń, powinno być na nie pozwolenie – mówi Jarosław Chmura, tata Milenki.*
* skrót materiału
Reporter: Dominika Grabowska
dgrabowska@polsat.com.pl