Niepełnosprawny ojciec z synem na ośmiu metrach…

Niepełnosprawny ojciec i 7-letni syn mieszkają w zaledwie 8-metrowym pokoju w Gdańsku. Nie mają ciepłej wody ani centralnego ogrzewania. Pan Stefan utrzymuje siebie i syna za 700 zł miesięcznie. Porusza się na wózku inwalidzkim. Po tym, jak pojawiła się szansa, iż otrzyma od miasta większy lokal socjalny, mężczyzna zaczął marzyć o wózku elektrycznym. Jego koszt to około 13 tys. zł.

60-letni Stefan Plichta mieszka ze swoim 7-letnim synem Gracjanem w gdańskiej Oliwie. Rodzina zajmuje jeden niewielki, 8-metrowy pokój. Musi się w nim zmieścić lodówka, szafa, telewizor i dwa łóżka. W ciągu kilku lat na rodzinę Plichtów spadło wiele nieszczęść. Najpierw w 2009 roku, niedługo po narodzinach Gracjana, pan Stefan poważnie zachorował.

- Noga bolała, po szpitalach jeździłem, okazało się, że to martwica. Nie było innego wyjścia niż amputacja – opowiada pan Stefan.

- Przyjął to z nieprawdopodobnym, stoickim spokojem. Cieszył się, że tej nogi nie będzie miał i będzie mógł zacząć nowe życie. Dla mnie jest terminatorem – dodaje Rafał Królak, który pomaga rodzinie Plichtów.

Niestety, wkrótce okazało się, że matka Gracjana zachorowała na nowotwór. Pani Aleksandra bardzo chciała żyć – przeszła operację, brała chemię. Mały Gracjan i jego tata wierzyli, że kobiecie uda się wygrać walkę z rakiem. Ale pani Aleksandra nagle trafiła do szpitala.

- W sobotę dzwoniła, mówiła, że nie ma tego dnia wypisów, że w poniedziałek wyjdzie, a w niedzielę wieczorem okazało się, że zmarła – mówi pan Stefan.

Po śmierci żony niepełnosprawny pan Stefan sam zajmuje się 7-letnim synem. Rodzina jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Gracjan nie ma renty po mamie, bo kobieta pracowała głownie na czarno. Utrzymuje się za 700 zł z pomocy społecznej.

- To są wszystkie pieniądze za jakie muszą przeżyć. Gdyby nie pomoc moich znajomych, ludzi z Irlandii, nie poradziliby sobie – mówi Rafał Królak, który pomaga rodzinie Plichtów.

- Rodzina jest nam znana od lat wielu. Otrzymuje zasiłki stałe i celowe: na opał, żywność, dożywianie w szkole – wylicza Ewa Szczepaniak z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku.

Ale to wszystko kropla w morzu potrzeb rodziny Plichtów. Panu Stefanowi potrzebny jest przede wszystkim elektryczny wózek inwalidzki, który kosztuje kilkanaście tysięcy złotych.

- Do sklepu jechać mam pod górkę. Normalnym wózkiem nie pojadę, bo człowiek na plecy leci. Pierwszą potrzebą jest wózek – mówi pan Stefan.

- Jeśli chodzi o relacje opiekuńcze względem syna, nie mamy żądnych zastrzeżeń. Pan, mimo swojej trudnej sytuacji zdrowotnej, świetnie wywiązuje się z opieki nad dzieckiem – opowiada Ewa Szczepaniak z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku.

- Węgiel tata kładzie na wózek, a ja przywiozę. Tata położy koło pieca węgiel, drewno i napali, ile trzeba  - mówi 7-letni Gracjan.

Największym problemem niepełnosprawnego pana Stefana i małego Gracjana są fatalne warunki mieszkaniowe. W jednym malutkim pokoju jest im bardzo ciasno. Nie mają ciepłej wody ani centralnego ogrzewania.

- Niestety nie ma tu ciepłej wody. Trzeba wodę grzać i się myć – mówi Gracjan.

- Jest ciasno. Jak ja wjadę wózkiem, to on nie może przejść. A jak wyjadę, a on lekcje odrabia na taboreciku, to ja nie mogę wjechać – dodaje pan Stefsan.

Od śmierci żony pan Stefan prosi urząd miasta o większy lokal. Jak na razie bez skutku. Dopiero teraz, kiedy sprawą zainteresowały się media, urzędnicy zadeklarowali pomoc.

- Oczekujących na mieszkanie socjalne w Gdańsku jest dużo, bo 1800 osób. Prezydent Gdańska wystąpił do komisji rady miasta, żeby przyspieszyć to w drodze wyjątku i komisja to zaaprobowała – informuje Antoni Pawlak, rzecznik prasowy prezydenta Gdańska.

- Marzę, by mieć swój pokój – mówi 7-letni Gracjan.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl