Uwierzyli w gigantyczny spadek. Oddali oszustom 400 tys. zł
Myśleli, że dostaną 11,7 mln dolarów spadku, w rzeczywistości stracili 400 tys. zł i wpadli w ogromne długi! Przestrzegamy przed oszustwem, którego ofiarami padli pani Jadwiga i pan Jerzy. Małżeństwo otrzymało list z Hiszpanii, w którym rzekomy, nieznany im adwokat Jacob Pedro Rodriguez informował, że ich zmarły kuzyn zostawił im spadek. Choć małżeństwo nie znało kuzyna i nigdy nie widziało mecenasa, to słało mu pieniądze na załatwianie formalności.
Kilka dni temu do naszej redakcji zgłosili się pani Jadwiga i pan Jerzy. Są małżeństwem z dwudziestoletnim stażem, mają siedmioro dzieci, od kilkunastu lat prowadzą dobrze prosperującą firmę. Uwierzyli, że zostaną milionerami. Dziś wiedzą, że dali się oszukać.
- Mogliśmy to sprawdzić, ale my tego nie zrobiliśmy. Mieliśmy zaufanie do tego adwokata – opowiada pani Jadwiga.
Wszystko zaczęło się w lutym 2015 roku, gdy małżeństwo otrzymało napisany po polsku list z Hiszpanii. Rzekomy prawnik - Jacob Pedro Rodriguez - poinformował ich, że zmarły wuj pana Jerzego zostawił mu ogromny majątek.
- Tam była kwota 11,7 mln dolarów. Napisano, że zmarł dość nagle, bo na zawał serca i zostawił spadek. Nie wiem, czy mamy jakąś rodzinę w Hiszpanii. Możliwe, że jakaś dalsza rodzina po dziadkach… - snuje przypuszczenia pan Jerzy.
Skuszony wizją wysokiego spadku mężczyzna odpowiedział na list. Oszukańcza machina ruszyła. Zaczęły się pojawiać maile i telefony z informacjami, że musi opłacić spadkowe formalności.
- Dostaliśmy mailem dwa dokumenty: jeden o złożonym depozycie w banku, później dołączony był też do tego certyfikat, potwierdzający autentyczność tego depozytu – mówi pan Jerzy.
- To są żadne certyfikaty. To dokumenty spreparowano wyłącznie na potrzeby danej sytuacji, dokumenty, które nie mają żadnej wartości – informuje Agnieszka Hamelusz z Komendy Głównej Policji.
Od lutego ubiegłego roku do dziś małżeństwo dostało kilkanaście certyfikatów i zaświadczeń z różnych instytucji z Hiszpanii, ale także Portugalii, Belgii, a nawet Stanów Zjednoczonych. Za każdy dokument musiało zapłacić.
Reporter: Ile łącznie wpłaciliście?
Pani Jadwiga: Na nasze polskie wyszło 400 000 zł. Mąż brał z firmy, a później braliśmy kredyty. Pierwszy na 100 000 zł, później znowu wziął, a następnie ja.
Reporter: I nie budziło wątpliwości, że nawet w Waszyngtonie musi być uregulowana opłata za rzekomy spadek z Hiszpanii?
Pan Jerzy: Raczej nie budziło. On był obywatelem Kanady, tam się urodził.
Reporter: Ale to wszystko pan wie od pana Rodrigueza, gdzie urodził się ten człowiek, czym się zajmował?
Pan Jerzy: Tak, od pana Rodrigueza.
- Od kilku lat ostrzegamy przed tzw. oszustwami nigeryjskimi, zwanymi też afrykańskimi, ale ostatnio też hiszpańskimi, czy też brytyjskimi, bo tak naprawdę to przestępstwo funkcjonuje na całym świecie. Niezależnie od tego, z jakich stron otrzymamy korespondencję, to powinno wzbudzić nasze podejrzenia. Szansa na ich złapanie jest niewielka. Oszuści zakładają konta mailowe na ogólnodostępnych serwerach. Bardzo trudno jest ich namierzyć – informuje Agnieszka Hamelusz z Komendy Głównej Policji.
Dziś po „mecenasie” Rodriguezie i jego polskiej asystentce nie ma już nawet śladu. Telefon, z którego zawsze dzwonili, nie odpowiada.
- Jest ciężko, mamy komorników, nie mamy zapłaconych rat, funduszy, żeby żyć – rozpacza pani Jadwiga.
- Kupujemy i przywozimy im żywność, przyjeżdżają do nas, jeżeli mają na paliwo, czy rachunki jakiekolwiek. Ona mają poczucie, że po prostu są naiwni – mówi pani Weronika, siostra pani Jadwigi.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl