Czad w mieszkaniu. Za śmierć córki wini spółdzielnię

Monika Lisowska ze Skarżyska-Kamiennej od roku walczy o ukaranie winnych śmierci 18-letniej córki. Olga zatruła się tlenkiem węgla podczas kąpieli. Pani Monika wskazuje na nieprawidłowości spółdzielni mieszkaniowej. 6 lat temu w bloku przebudowywano piony wentylacyjne. By ustalić, czy miało to wpływ na zaczadzenie kobiety, potrzebny jest dokument konstrukcji technicznej budynku. Problem w tym, że dokumenty z pionu mieszkania pani Moniki akurat zaginęły.

Konfrontacja z prezesem spółdzielni Lubosławem Langerem:

Prezes: Dziś pani jest w ciężkiej sytuacji i szuka firm, które od spółdzielni wyciągnęłyby pieniądze.
Reporet: Czy pan może mi to powtórzyć? Kobieta straciła dziecko, a pan mówi, że chce wyłudzić od spółdzielni pieniądze?
Monika Lisowska: Niech pan sobie weźmie te pieniądze, ja chcę tylko sprawiedliwości!
Prezes: Proszę nie grać ze mną na uczuciach.
Monika Lisowska: Niech pan sobie weźmie te pieniądze i wyremontuje kominy. Jakie pieniądze mi zwrócą życie dziecka?

17 lutego 2015 roku to najtragiczniejszy dzień w życiu pani Moniki Lisowskiej ze Skarżyska-Kamiennej. Tego dnia jej 18-letnia córka Ola poszła, jak co dzień, wziąć kąpiel.

- W tym dniu byłam w pracy. Odebrałam telefon od syna, powiedział, że Ola nie oddycha – wspomina Monika Lisowska.

Ola zmarła w wyniku zatrucia tlenkiem węgla, czyli czadem. Podczas śledztwa okazało się, że spółdzielnia nie dysponuje kluczowym dokumentem, czyli dokumentacją techniczną budynku.

- Złożyliśmy wniosek o udostępnienie dokumentacji technicznej budynku, chodziło nam o rozmieszczenie kanałów kominowych i wentylacyjnych. Do dnia dzisiejszego ta dokumentacja nie została dostarczona, po prostu zaginęła – mówi Władysław Biskup, pełnomocnik prawny pani Moniki.

Rozmowa z prezesem spółdzielni Lubosławem Langerem:

Reporter: Sześć lat temu była przebudowa kratek wentylacyjnych, na czyje zlecenie?
Prezes: Kominiarzy.
Monika Lisowska: Tak dziwnie się złożyło, że dokumentów nie ma ani na policji, ani w prokuraturze, ani z tego co wiem, w spółdzielni.
Prezes: Wszystkie dokumenty dawaliśmy ostatnio.
Monika Lisowska: Nie ma dokumentów o konstrukcji budynku! Kłamie pan!

- Policja na piśmie zwracała się o udostępnienie projektu budynku mieszkalnego. Informacja ze spółdzielni była taka, że nie dysponuje ona dokumentem akurat tego pionu – informuje Jacek Jagiełło z Prokuratury Rejonowej w Skarżysku-Kamiennej.

Sprawa trafiła do prokuratury, gdzie została umorzona. Opinia biegłego nie wykazała nieprawidłowości, które pozwalałyby komukolwiek postawić zarzuty. Z opinią tą nie zgodziła się pani Monika. W styczniu tego roku powołano kolejnego biegłego, którego opinia jednoznacznie wskazuje na liczne nieprawidłowości.

- Druga opinia jest po prostu miażdżąca dla spółdzielni mieszkaniowej i kominiarskiej. Biegły ewidentnie i
bezspornie wskazał, że zawinienia leżą po stronie spółdzielni mieszkaniowej i kominiarskie. W wyniku tych zaniedbań i zaniechania działań doszło do wypadku ze skutkiem śmiertelnym – przytacza drugą opinię Władysław Biskup, pełnomocnik Moniki Lisowskiej.

Prezes spółki kominiarskiej nie chciała komentować sprawy. Mieszkańcy bloku mają wrażenie, że nikogo nie obchodzi ich życie.

- Zarządca bloku, czyli spółdzielnia, poza pobieraniem niemałych opłat, nie robi nic. Niejednokrotnie było u mnie tak, że był cug wsteczny, a ja nie byłam świadoma zagrożenia – mówi Ewa Rogala, sąsiadka pani Moniki.

Monika Lisowska: To jeszcze panu pokażę jeden filmik, co się dzieje u mnie w kuchni. Proszę bardzo, (pokazuje film) to jest do środka wywiewane. Czy to jest prawidłowe? Moje dziecko nie żyje! Czy pan nie odpowiada za bezpieczeństwo lokatorów?
Prezes spółdzielni: Odpowiadam przez podpisanie umowy z kominiarzami.

- Nie można spać spokojnie, bo jest niebezpiecznie. Ja do tej pory boję się wchodzić do łazienki – mówi Zofia Węgrzyn, babcia Oli.*

* skrót materiału

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl