W sidłach skarbówki
Klaudia i Maciej Miserowie zamienili niewielkie mieszkanie własnościowe na trzypokojowe komunalne. Dziś bardzo tego żałują. Urząd skarbowy uznał, że taka transakcja to nie zamiana, lecz sprzedaż i naliczył 25 tys. zł podatku. W sumie z konta małżeństwa ściągnięto 45 tys. zł, bo urzędnicy dopatrzyli się nieprawidłowości dopiero po 5 latach i ściągnęli odsetki.
Państwo Miserowie mieli niewielkie 35-metrowe własnościowe mieszkanie w Szczecinie. Kiedy na świecie pojawiła się ich córka, a w planach mieli dalsze powiększenie rodziny uznali, że muszą mieć większe mieszkanie. Ponieważ bali się kredytu, wpadli na pomysł, żeby dokonać zamiany międzylokatorskiej.
- Znaleźliśmy przez internet panią, która chciała zamienić 3-pokojowe mieszkanie komunalne na własnościową kawalerkę. Obu stronom mieszkania się podobały, więc złożyliśmy wniosek do Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych o pozwolenie na zamianę - opowiada Klaudia Miser.
- Jeżeli dwie rodziny przychodzą do nas i mówią, że w taki sposób się umówiły i są w stanie przekazać nam dokumenty, że rzeczywiście do takiej zamiany może dojść, nie ma przeciwwskazań prawnych, to my nie robiliśmy żadnych problemów – mówi Tomasz Owsik-Kozłowski z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie.
Jedynym warunkiem zamiany było to, że Miserowie musieli aktem notarialnym przenieść swoje prawo własności na kobietę, z którą chcieli się zaminić. Tak też się stało.
- W akcie notarialnym wpisana była kwota 2 tysięcy zł, za którą sprzedaliśmy mieszkanie. Zostałam poinformowana, że nie muszę nigdzie z tym aktem chodzić, że notariusz jest zobowiązany do złożenia zeznania z całej tej transakcji i jestem zwolniona od podatku od czynności cywilno-prawnej, bo jest to zamiana – mówi Klaudia Miser.
- To musiała być sprzedaż, bo nie można oddać własności osobie trzeciej niespokrewnionej, musiała być wpisana jakakolwiek kwota – dodaje Maciej Miser.
Tak więc Miserowie w zamian za swoje mieszkanie otrzymali 64-metrowe mieszkanie komunalne i 2 tysiące złotych. Przez prawie 5 lat od transakcji byli z niej bardzo zadowoleni. Wszystko zmieniło się w zeszłym roku, kiedy dostali pismo z urzędu skarbowego.
- To było zawiadomienie, że za rok 2010 nie złożyliśmy zeznania podatkowego, w którym osiągnęlismy dochód ze sprzedaży mieszkania. Urząd skarbowy uznał to za sprzedaż i musimy zapłacić podatek nie od 2 000 zł tylko od wartości rynkowej lokalu - opowiada Klaudia Miser.
- Zamiana to jest umowa, gdzie zamienia się konkretną jedną rzecz na konkretną drugą rzecz. Pzypadek zamiany nieruchomości na prawo do podpisanania umowy najmu nie można traktować w kategoriach zamiany. Jest to sprzedaż – tłumaczy Małgorzata Brzoza, rzecznik prasowy Izby Skarbowej w Szczecinie.
- Do tej pory nie spotkaliśmy się z żądaniem zapłacenia podatku za taką transakcję – twierdzi Tomasz Owsik-Kozłowski z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie.
Miserowie oraz pani Henryka, z którą zamienili się na mieszkania, złożyli zgodne wyjaśnienia w urzędzie skarbowym. Nie pomogło. Musieli zapłacić 45 tysięcy złotych.
- W Wigilię zniknął nam cały dług z konta. Nawet nie dostałem żadnego wezwania do zapłaty. Przecież nie chowałbym się z tym. Sami ściągnęli pieniądze z konta i jeszcze doliczyli sobie za tę operację 3 tysiące zł – wspomina Maciej Miser.
Sam naliczony podatek to około 25 tysięcy złotych. Kolejnych 20 tys. to odestki za pięć lat. Dlaczego urzędnicy zwklekali tyle czasu, chociaż od początku mieli akt notarialny z transakcji dokonanej przez państwa Miserów?
- Urzędy skarbowe mają pięć lat na udzielenie informacji, czy podatnik rozliczył się prawidłowo – odpowiedziała Małgorzata Brzoza, rzecznik Izby Skarbowej w Szczecinie.
- Pracujmey i płacimy podatki. Nigdy nie było tak, że się z czegoś nie rozliczyliśmy. Nie pomyślałam nawet, że można w jakiś sposób okraść urząd skarbowy. Uważam, że to my zostaliśmy okradzeni – powdsumowała Klaudia Miser.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl