Pozwolili zbudować sklep, teraz każą zburzyć
Antoni Cynkar kupił działkę, dostał pozwolenie na budowę i wszystkie inne niezbędne decyzje. Wybudował sklep, a teraz, po 11 latach, musi go zburzyć! Wszystko, przez donos sąsiada i następujące po nim absurdalne decyzje urzędników. Bo jak inaczej nazwać fakt, że najpierw pozwalają postawić budynek za blisko innej działki, a później winią za to pana Antoniego? Mężczyzna zainwestował w sklep około 500 tys. zł.
Państwo Cynkarowie od 30 lat mieszkają w Iskrzyni nieopodal Krosna. W 2003 roku kupili wystawioną na sprzedaż działkę sąsiadującą z ich domem. Stał na niej rozpadający się, 90-letni, drewniany dom.
Ponieważ budynek nie nadawał się do remontu, państwo Cynkarowie wystąpili o jego przebudowę. Zaczęli zbierać wszystkie niezbędne dokumenty. Marzyli, by otworzyć w nim sklep.
- Na wszystko mam dokumenty: decyzja o warunkach zabudowy wydana przez wójta z 2004 roku, analiza urbanistyczna, pozwolenie na budowę od starosty z 2005, protokólarny odbiór pracowników Państwowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego z 2005 i decyzję udzielającą na użytkowanie pawilonu handlowo-gastronomicznego – pokazuje urzędowe zezwolenia Antoni Cynkar.
Sklep ruszył. Jak twierdzą państwo Cynkarowie, funkcjonował świetnie i był źródłem utrzymania całej ich rodziny przez 6 lat. W 2011 roku stało się coś niespodziewanego. Sąsiad pana Antoniego napisał donos do wojewody podkarpackiego. Z uprzejmym zapytaniem, czy sklep pana Cynkara jest wybudowany zgodnie z prawem!
Reporter: Co panu ten sklep przeszkadza?
Sąsiad: Mnie? A kto pani tak powiedział?
- Od pana pisma się zaczęło.
- Że co, ja nie napisałem o granicy ani nic.
- A o co pan napisał?
- Napisałem o sprawdzenie poprawności wydanego pozwolenia.
- Ten sąsiad, który nam teraz kłody rzuca pod nogi, to kilkakrotnie w tygodniu przychodził i mówi: weźcie ten domek kupcie, żeby nam tu ktoś nie wszedł obcy. Przecież podpisał zgodę w obecności sołtysa, że na rozbudowę tego budynku – mówi Barbara Cynkar, żona pana Antoniego.
Sąsiedzi: Okazało się że sklep nie zarabia na siebie.
Reporter: Ale to nie on napisał do urzędu, żeby sprawdzili legalność papierów, tylko pan Stanisław.
- Sprzedać tego nie sprzeda, bo ma nas… w papierach, więc co trzeba zrobić? Trzeba wk… sąsiada, żeby napisał do nadzoru budowlanego i kazali rozebrać sklep. A że ma papiery, to ich teraz pociągnie.
- Czy ten sklep wam przeszkadza jakoś?
- Jako budynek nam nie przeszkadza.
- Tutaj chodzi o zwykłą zazdrość. Budynek sąsiada stoi przynajmniej80 metrów od naszego budynku – twierdzi Antoni Cynkar.
Machina ruszyła. Urzędy uznały, że budynek faktyczne stoi za blisko granicy. Dlatego unieważniono wydane przed laty pozwolenie na budowę. Nadzór budowlany – ten który sam wydał w 2005 roku decyzję na użytkowanie i odebrał budowę – uznał że budynek trzeba rozebrać!
Rozmowa z Powiatowym Inspektorem Nadzoru Budowlanego w Krośnie
Reporter: Tak po ludzku, to jest fair w stosunku do tego człowieka?
Inspektor: Ja mówię pani, że to jest zgodnie z przepisami.
- Ale pytam, czy jest fair? Dostał decyzję!
- Ale proszę pani, my w prawie budowlanym nie mamy pojęcia fair.
- Sami wydaliście decyzje! Ja odebrałam czy pani odebrała?
- Proszę panią, nie będziemy się tutaj przeciągać i kłócić.
- To jest absurd budowlany i absurd urzędniczy. Czuję się jakbym mieszkał w Korei Północnej w tej chwili – komentuje Antoni Cynkar.
Dziś 61-letni pan Cynkar ma rozebrać sklep na własny koszt! Decyzja jest już prawomocna, a z sądu przyszła właśnie pierwsza grzywna: 1000 zł, żeby przymusić pana Antoniego do rozbiórki.
- Żal bierze człowieka, płakać mi się chce, zainwestowałem bardzo dużo pieniędzy, za kredyty, za pożyczki. W sumie to kosztowało około 500 tys. zł – mówi pan Antoni.
Pan Cynkar zwrócił się o wypłatę odszkodowania do starostwa – instytucji która wydała unieważnione pozwolenie na budowę. To odsyła mężczyznę do sądu, bo chce sprawdzić w jakich okolicznościach doszło do wydania błędnych decyzji.
- Starosta ma wypłacić kwotę jakąkolwiek na podstawie stwierdzenia błędu urzędniczego? To jest za mało. Będzie biegły sądowy rzeczoznawca, który określi kwotę i bez dyskusji ona zostanie wypłacona – mówi Jan Juszczak, starosta krośnieński.
- I ja mam to rozebrać jeszcze na własny koszt! 100 tys. pożyczyć w banku, płacić od tego jeszcze 40 tys. odsetek i zapłacić koszty sądowe. To razem będzie 150 tys. zł A skąd ja mam to wziąć? Czy zastanowił się ktoś nad tym? – pyta pan Antoni.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@ppolsat.com.pl