Gigantyczne słupy nad głowami. "Wariant optymalny"
Nie pomogły lata protestów i nagłośnienie sprawy przez media. Od grudnia przez 500-letnią wieś Bakałarzewo w Dolinie Rospudy przebiega most energetyczny Polska-Litwa. Okoliczni mieszkańcy są zrozpaczeni, bo w sąsiedztwie olbrzymich słupów energetycznych strach mieszkać, a proponowane odszkodowania nie pozwalają na przeprowadzkę. Most mógł przebiegać przez pobliskie ugory, lasy i bagna, ale inwestor wybrał, jak mówi, wariant optymalny.
Bożena i Henryk Wasilewscy ze wsi Bakałarzewo pod Suwałkami od czterech lat walczą o odszkodowanie za ziemie i dom, który niebawem będą musieli opuścić. Wokół ich domostwa i gospodarstwa przebiega most energetyczny z linią najwyższych napięć. Rodzina boi się o swoje zdrowie.
- Zdajemy sobie sprawę, że żeby móc być z dziećmi, nie będziemy mogli tutaj mieszkać. Widzimy, jak się oni martwią o swoje dzieci, a my martwimy się o wnuki – mówi Bożena Wasilewska.
- Poszłam z córką na sanki i musiałam wrócić, ponieważ linia tak huczy, że się nie da przebywać w odległości 200 czy 300 metrów od niej – dodaje Joanna Konopko, córka państwa Wasilewskich.
Budowa mostu energetycznego Polska-Litwa zakończyła się pod koniec 2015 roku. W grudniu popłynął prąd. Mieszkańcy gminy Bakałarzewo i innych nie sprzeciwiali się inwestycji, ale nie chcieli niebezpiecznego sąsiedztwa wysokich słupów. Próbowali zmienić trasę inwestycji. Dwa lata temu pokazywaliśmy ich walkę.
To fragment rozmowy mieszkańców z doradcą zarządu Polskich Sieci Elektroenergetycznych, Janem Zagajewskim:
Doradca: Konsultacje z mieszkańcami doprowadziły do tego, że taka właśnie jest wybrana trasa tej linii.
Mieszkańcy: Pan kłamie!
Bożena Wasilewska: Nigdy nie było konsultacji z mieszkańcami, być może konsultowaliście, ale w Warszawie.
Wiesław Laskowski, mieszkaniec Bakałarzewa: Konsultacje społeczne nie ograniczają się do tego, że powiadamia się jedną, dwie osoby, i to uważa się za konsultacje społeczne. Tak jest wygodnie dla inwestora.
- Zgodnie z normami, które obowiązują w Polsce, ta linia jest bezpieczna, ponieważ została dopuszczona do użytkowania i do pracy – powiedziała nam Beata Jarosz, rzecznik Polskich Sieci Elektroenergetycznych SA.
- Na Litwie w pobliżu słupów nie można nawet krów wypasać. Nasze polskie krowy są widocznie inne – komentuje Bożena Wasilewska.
Właścicielem linii są Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Państwowy monopolista bezwzględnie przeforsował swój plan budowy trasy, zasłaniając się pożytkiem publicznym. Linia powstała mimo sprzeciwu kilkudziesięciu rodzin, które zostały wywłaszczone. Rodzina Wasilewskich ma aż trzy słupy w pobliżu domu.
- Zapewniam, że zawsze dokładamy starań, żeby trasa linii była jak najmniej inwazyjna dla otoczenia – powiedziała Beata Jarosz, rzecznik Polskie Sieci Elektroenergetyczne SA.
Reporter: Ale ludzie zaproponowali inną trasę, której nikt nie wziął pod uwagę. Państwa postawa jest taka: będzie tak, jak chcemy, i koniec.
Rzecznik: Wytyczony został wariant optymalny, najmniej ingerujący w otoczenie.
Reporter: Jak najmniej ingerujący, jeżeli koło domu rodziny Wasilewskich idą trzy olbrzymie słupy: dwa razy 400 kV? To jest optymalny wariant dla państwa, ale chyba nie dla Wasilewskich.
Rzecznik: Optymalny w skali całej inwestycji, całej linii.
- Posiadamy z mężem gospodarstwo 40 ha w dwóch kawałkach. I w tej chwili przecinają nam po przekątnej te 20 ha i uniemożliwiają zabudowę. Chcieliśmy tam zadomowić syna, który nie chciał odchodzić daleko od rodziny – mówi Daniela Omilian, mieszkanka gminy Bakałarzewo.
- Mamy 30 ha ziemi i dom. Zajmujemy się produkcją mleka. Musimy się wyprowadzić, będziemy też musieli zlikwidować hodowlę. Zaproponowano nam 84 tys. zł za obciążenie prawie 30 ha ziemi w księgach wieczystych, służebnością przesyłu – opowiada Bożena Wasilewska, mieszkanka Bakałarzewa.
42 właścicieli nie podpisało zgody na warunki postawione przez państwowego giganta. Nie godzą się, by działki przekształcone w budowlane, wyceniać obecnie jak rolnicze. Chcą godziwego odszkodowania. Wielu z nich traci dorobek życia, nierzadko gromadzony przez pokolenia. Teraz wyceną ich majątków zajmie się starosta suwalski.
- Dokonamy wyceny tych strat i wydamy decyzję administracyjną. Właściciele działek mogą się od niej odwoływać i najprawdopodobniej będą się odwoływali, bo nie sądzę, że będą one satysfakcjonujące. Odszkodowania wypłaci inwestor – mówi Szczepan Ołdakowski, starosta suwalski.
- Jeżeli to odszkodowanie będzie nieadekwatne, to Rzecznik Praw Obywatelskich na pewno tych osób nie pozostawi samych sobie i wesprze ich swoją instytucją – zapowiada Kamila Dołowska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Wiele dzieciom opowiadaliśmy o demokracji, o zasadach, o tym jak było za komuny, a jak jest teraz. Jest nam po prostu wstyd za Polskę. Uważam, że jeśli my postępujemy uczciwie, to uczciwie powinno się również postępować wobec nas. A tego nie ma – podsumowuje Bożena Wasilewska.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Pietkiewicz
mpietkiewicz@polsat.com.pl