Dom płonął - hydranty niesprawne
Rodzina z trojgiem dzieci bez dachu nad głową. Dom państwa Smoczyńskich z Nowego Modlina spłonął w sierpniu 2015 roku. Strażacy twierdzą, że można było go uratować, ale pobliskie hydranty nie były sprawne. Gmina przyznała rodzinie mieszkanie socjalne tylko do października. Smoczyńskich nie stać na odbudowę domu. Proszą o pomoc.
- Straż starała się jak mogła, dosyć szybko przyjechali i naprawdę starali się, ale co z tego, jak nie mieli czym gasić – mówi Robert Smoczyński, który w pożarze stracił dom.
W sierpniową noc 2015 roku pan Robert i pani Edyta wraz z trojgiem dzieci przeżyli koszmar, z którego nie mogą otrząsnąć się do dzisiaj. Z niewyjaśnionych przyczyn stary, rodzinny dom pana Roberta w Nowym Modlinie zaczął się palić.
- Wybiegliśmy z żoną, bo nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Straż dosyć szybko przyjechała, wypsikali tę jedną cysternę, chyba później drugą, a później stanęli i rozłożyli ręce, bo nie było wody – opowiada Robert Smoczyński.
- Myślę, że dom można było uratować. W trakcie działań okazało się, że ciśnienie wody w instalacji hydrantowej było zbyt niskie – mówi Tomasz Wołoszyn z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Dworze Mazowieckim.
- W hydrantach pół atmosfery nawet nie było, do podlewania ogródka… - dodaje Rafał Skwarek, mieszkaniec Nowego Modlina.
Za sprawność hydrantów odpowiedzialny jest Komunalny Zakład Budżetowy w Pomiechówku. Mieszkańcy Nowego Modlina są oburzeni, że dopiero po tragedii zainteresowano się hydrantami i natychmiast wymieniono je na nowe.
- Od 1979 roku jak jest zrobiony wodociąg na tej wiosce, nikt nie konserwował hydrantów - mówi Rafał Skwarek, mieszkaniec Nowego Modlina.
To jednak nie koniec dramatu rodziny pana Roberta. Gmina owszem pomogła i dała mieszkanie socjalne, ale tylko do października tego roku. Sąsiedzi zaczęli organizować pomoc, żeby odbudować dom, ale działka to spadek po rodzicach pana Roberta. Połowa należy do jego siostry, która po pożarze domaga się podziału majątku.
- 30 lat tu nie mieszkał, nie przyjeżdżała i nie dowiadywała się, nie odwiedzała mamy, a nagle, po 30 latach, stwierdziła, że chce pół działki. Działka ma 1600 metrów. Budynek musi stać w tym samym miejscu, gdzie stał. Jeżeli działkę się podzieli, to trzeba będzie budynek odsunąć. Nie da rady tak zrobić – mówi pan Robert.
- Ja też mam czworo dzieci, nie jestem bogata, całe życie zasuwam i nic nie mam. Mam te pół działeczki po matce i jakim prawem mam mu ja dać? Za co? – pyta siostra pana Roberta.
- Chcielibyśmy prosić o pomoc w powrocie do naszego domu. Niestety, sami nie damy rady. Chcielibyśmy zrobić to dla dzieci, nie dla nas – podsumowuje Edyta Smoczyńska, żona pana Roberta.*
Jeśli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z reporterem: mfrydrych@polsat.com.pl lub redakcją: interwencja@polsat.com.pl, tel: 22 514 41 26.
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych