Jugendamt zabrał dzieci. Molestowane w rodzinie zastępczej?
Urzędnicy z Hanoweru z dnia na dzień, bez wyraźnego powodu odebrali państwu Kowalskim dwie córki i syna. Rodzice pierwszy raz zobaczyli dzieci po 3 miesiącach. Podczas spotkań nie mogli mówić po polsku ani okazywać emocji. Kiedy zauważyli, że ich najmłodsze dziewczynki są zaniedbane i mają siniaki, zaplanowali ucieczkę. W Polsce psycholog stwierdził, że ich córki mogły być molestowane w rodzinie zastępczej!
Rodzina Kowalskich nie może spać spokojnie. Czeka na decyzję bytomskiego sądu, który ma zdecydować, czy troje dzieci pani Anety i pana Jacka będzie musiało wrócić do Niemiec.
- Mam nadzieję, że sąd nie wyda polskich dzieci One nie powinny wrócić tam, gdzie im była robiona krzywda – mówi Aneta Kowalska
Przez kilka lat państwo Kowalscy mieszkali spokojnie z dziećmi w Niemczech. W 2011 roku przeprowadzili się do innej dzielnicy Hanoweru. Wtedy pomoc asystenta rodziny w zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu zaproponował im Jugendamt – niemiecki urząd do spraw dzieci. Przez półtora roku asystent rodzinny nie miał do Kowalskich żadnych zastrzeżeń. Ale jego częste odwiedziny stawały się dla rodziny coraz bardziej uciążliwe.
- To było w listopadzie 2013 roku. Przyszedł asystent, mimo że syn odmówił wizyty. Mąż zdenerwował się, spytał dlaczego on przychodzi, ingeruje w nasze intymne sprawy i powiedział, że następny termin może sobie z synem umówić, a teraz ma wyjść – wspomina Aneta Kowalska.
Asystent rodzinny wrócił po dwóch godzinach i zabrał Kowalskim dzieci. 14-letni syn trafił do ośrodka opiekuńczego, a wówczas 2-letnia Julia i 5-letnia Wiktoria do rodziny zastępczej. Pierwsze spotkanie z dziećmi Kowalscy dostali po trzech miesiącach.
- Mi zaczęły łzy lecieć, więc panie zakończyły spotkanie. Potem rok nie miałem widzeń z dziećmi – mówi Jacek Kowalski.
- Jeśli chodzi o restrykcje, reglamentowanie kontaktów z rodzicami, to cel jest jeden: wyobcować dzieci od rodziców, żeby stracili więź emocjonalną – uważa Markus Matuschczyk, pełnomocnik rodziny Kowalskich.
- Nie mówiłam, że chcę do rodziców, bo opiekunowie by się złościli. Ta starsza powiedziała, że jak pójdę do mamy, to ona mnie pokroi i gdzieś wsadzi – wspomina pobyt w rodzinie zastępczej Wiktoria.
- Podczas spotkań z dziećmi nie mogłam mówić o swoich uczuciach, przywoływać wspomnień, co razem robiłyśmy, zdjęć nie mogłam przynosić, bo to nie było zgodne z regułami narzuconymi nam przez Jugendamt. To był trudny okres dla mnie i dla dzieci – mówi Aneta Kowalska.
Pani Aneta zauważyła, że jej dzieci są brudne, zaniedbane, mają zadrapania i siniaki. Nie mogła się jednak dowiedzieć, co się dzieje w rodzinie zastępczej, bo wszystkie spotkania odbywały się po niemiecku w obecności osoby nadzorującej. W końcu w styczniu 2015 roku kobieta dostała spotkanie bez nadzoru.
- Dzieci zapakowałam do samochodu i pojechałam w kierunku Polski. Podjęłam to ryzyko, bo wiedziałam, że drugiej szansy mogę nie mieć. Pracowałam jako ambulatoryjny pracownik opieki, mąż jako monter okien. Dorabialiśmy się przez te lata, mieliśmy ładne mieszkanie, ale zostawiliśmy wszystko – mówi Aneta Kowalska.
Kiedy Kowalscy przyjechali do Polski, zaprowadzili dzieci do psychologa. Ten stwierdził, że w rodzinie zastępczej mogło dochodzić do znęcania i molestowania.
Wiktoria: Mnie za gardło dusili i Julkę.
Reporter: Kto?
Wiktoria: Ten pan. I słyszałam takie dziwne odgłosy tam, gdzie pani i pan spali razem.(…) Julka, jak było jej zimno, to nie mogła iść do domu, tylko musiała biegać, tak powiedział pan.
Reporter: To była jakaś kara?
Wiktoria: Nie wiem, ale na nas krzyczeli i dusili nas.
- Doprowadzanie dzieci do oglądania gazet pornograficznych czy nagości, to też jest pewien rodzaj molestowania – mówi Aneta Kowalska.
- Śledztwo zostało wszczęte w kierunku artykułu 200: dopuszczenia się innych czynności seksualnych względem małoletnich pokrzywdzonych. Biegła określiła zeznania dzieci jako wiarygodne, niewykazujące skłonności do konfabulacji – informuje Damiel Hetmańczyk prokurator rejonowy w Bytomiu.
Skontaktowaliśmy się z Jugendamtem w Hanowerze, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania. Dostaliśmy jedynie zdawkowe oświadczenie.
"Prawa do opieki nad dziećmi przeszły na opiekunów wyznaczonych przez sąd. Jugendamt był w stałym kontakcie z rodziną zastępczą. Rodzice nie mieli prawa zabrać dzieci z tej rodziny."
Konstanze Kalmus, rzecznik miasta Hanower.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl