Policjanci bez serca? Zamiast puścić do szpitala, wystawili mandaty

Policjanci z Bytomia przez pół godziny wypisywali mandat rodzicom, którzy śpieszyli się z małym dzieckiem do szpitala. Państwo Wilczakowie twierdzą, że sytuacja była poważna, bo ich 14-miesięczna córka połknęła żel do czyszczenia toalet. Funkcjonariusze to zignorowali. Policja nie czuje się winna. Jej zdaniem, gdyby rodzice zachowywali się inaczej, nie doszłoby do awantury. Na szczęście dziecku nic poważnego się nie stało.

Pani Marzena i pan Michał mieszkają z dziećmi w Bytomiu. Pod koniec stycznia tego roku ich najmłodsza córka włożyła do ust żel do czyszczenia toalety. Rodzice 14-miesięcznej Miki byli przerażeni.

- Dorwała się do tego rączkami, włożyła do buzi, cała się tym wysmarowała. Dowiedzieliśmy się, że z dzieckiem trzeba jechać do szpitala, bo na razie może nie być objawów, ale potem może być gorzej. Szybko się zapakowaliśmy i pojechaliśmy do szpitala w centrum Bytomia - wspomina Michał Wilczak, tata Miki.

- W takich wypadkach czas jest naprawdę ważny. Gdy pacjent coś spożył, musi mieć wykonane szybko badania – mówi Jakub Kmiotek z Centrum Zdrowia Dziecka.

Rodzice natychmiast wsiedli w samochód razem z dzieckiem. Kilometr od szpitala zatrzymał ich patrol policji. Na nic zdały się tłumaczenia roztrzęsionych rodziców, że dziecko połknęło truciznę-kontrola dokumentów  trwała ponad pół godziny.

- Wyskakuje ktoś w stroju odblaskowym z sygnalizatorem świetlnym i zatrzymuje auto z prawej strony. Ja zatrzymałem się dalej, na tym skrzyżowaniu i w lusterku zobaczyłem biegnącego policjanta.

Zaczęła się procedura z kontrolą dokumentów, wszystkie były skrupulatnie sprawdzane bez pośpiechu. Został mi wręczony mandat za przekroczenie prędkości oraz za to, że nie zatrzymałem się na jego wezwanie – opowiada Michał Wilczak, tata Miki.

- Nie spodziewałam się takiego zachowania ze strony policji, liczyłam na pomoc, informowałam, że dziecko jest w zagrożeniu zdrowia – twierdzi Marzena Wilczak, mama Miki.

- Sprawę można było inaczej załatwić. Niech mnie ukarzą za nadmierną prędkość, ale niech mi nie utrudniają dojazdu do szpitala – dodaje taka Miki.

Policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Bytomiu sprawę widzą inaczej. - Kierowca informował, że jedzie do szpitala, matka też, jednakże nie powiedzieli policjantom dokładnie, co się stało. Policjant opisywał, że stan dziecka nie wskazywał, że mu coś dolega. Funkcjonariusz zaproponował, że może wysłać na miejsce pogotowie, ale rodzice dwukrotnie powiedzieli, że nie chcą. Poza tym kobieta ma prawo jazdy, mogła pojechać do szpitala – opowiada Tomasz Bobrek, oficer prasowy KMP w Bytomiu.

- Nikt nie zaproponował wezwania pogotowia – twierdzi mama Miki.

Pan Michał złożył skargę na funkcjonariusza policji. Zgłosił też sprawę do bytomskiej prokuratury. Policja w Bytomiu zbadała sprawę. Twierdzi, że funkcjonariusze nie popełnili żadnego błędu.

- Skarga została negatywnie rozpatrzona, ale nie było tam żadnych tłumaczeń odnośnie całej tej sytuacji, po prostu nie, bo nie. Na szczęście wszystko z moją córką skończyło się dobrze. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdyby na skutek działania policji coś jej się stało – mówi Marzena Wilczak, mama Miki.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl