Zagadkowa śmierć i bezczynność policji

Roman Piątek zaginął w lutym 2013 roku. Prywatne śledztwo żony zaprowadziło ją do pobliskiego Choszczna i domu, do którego jej mąż miał wejść. Jego właściciele zaprzeczyli, a policja nie drążyła. Skupiła się na tym, by przekonać żonę, że pan Roman porzucił rodzinę. Szkielet mężczyzny znaleziono dwa lata później w… Choszcznie. Są też ubrania i DNA obcej osoby. Czas zrobił jednak swoje i ślad jest bardzo słaby.

13 lutego 2013 roku 48-letni Roman Piątek wyszedł ze swojego mieszkania w Wardyniu. Najbliższym powiedział, że jedzie załatwić ważną sprawę do pobliskiego Choszczna. Zabrał ze sobą reklamówkę z dokumentami. Kiedy nie wrócił na noc do domu,  rodzina zawiadomiła policję i rozpoczęła poszukiwania.


- Na nagraniu z monitoringu w sklepie Intermarche mojego brata widać przy kasie. Reguluje rachunek.  Wśród zakupów był czteropak piwa i tabletki przeciwbólowe. Wnioskuję, że być może ktoś na niego czekał, może był tu umówiony – opowiada Daniela Tejchman, siostra zmarłego Romana Piątka.


Żona zaginionego mężczyzny dotarła również do mieszkanki Choszczna, która powiedziała, że dzień po zaginięciu widziała Romana Piątka. Mężczyzna miał przechodzić koło jej domu i wchodzić na podwórko sąsiadów.


- Opisałam w jakiej był kurtce, w jakich spodniach, że niósł w ręku reklamówkę. Zauważyłam przez okno,  jak waha się między moim domem a sąsiada, jakby próbował wejść – opowiada wspomniana kobieta.


- Zastukaliśmy do państwa S., pokazaliśmy zdjęcie. Pani S. powiedziała, że był i pytał o kogoś, ale jak coś więcej to do męża, który jeździ taksówką. Zadzwoniłam po policję. Jak pani S. ją zobaczyła, to powiedziała, że ona nikogo nie widziała – wspomina Krystyna Piątek, żona pana Romana.


Tego samego dnia zalogował się w Choszcznie telefon Romana Piątka. Policja twierdziła, że dokładnie przeszukała okoliczne tereny.
Żona Romana Piątka twierdzi, że organy ścigania od początku bagatelizowały sprawę zaginięcia jej męża. Funkcjonariusze sugerowali jej, że zaginiony mężczyzna uciekł od rodziny.


- Psycholog policyjna odwiedziła mnie w pracy, zadawała mi pytania i stwierdziła, że mąż zwiał. Policjant miał takie informacje, że niby na wiosce mąż utrzymuje kontakt z córką – opowiada pani Krystyna.


Okazało się jednak, że to nieprawda. 25 kwietnia 2015 roku bezdomny odnalazł w Choszcznie w pobliżu miejsca, gdzie logował się telefon Romana Piątka,  ludzkie kości. Po badaniach DNA okazało się, że to szczątki zaginionego mężczyzny.


- To jest przykre, że brat zakończył życie obok śmietniska, ktoś go wyrzucił tu jak śmiecia – mówi Daniela Tejchman, siostra zmarłego Romana Piątka.


- Widziałam zdjęcia, leżał twarzą do ziemi, więc uważam, że był tam zaciągnięty. Buta drugiego nie ma, więc pewnie jak był tam ciągnięty, z nogi się zsunął – dodaje Krystyna Piątek.


- Nie ustalono przyczyny śmierci tego mężczyzny z prostego powodu: szczątki były zeszkieletowione, leżały na otwartym terenie przez okres prawie dwóch lat - informuje Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.


Mimo że od odnalezienia szczątków Romana Piątka minął prawie rok, pani Krystyna dalej nie wie,  jak zmarł jej mąż. Kobieta ma poważne zastrzeżenia do pracy prokuratury.


- W trumnie były dwa worki. Jeden ze szczątkami, a w drugim  były rzeczy, które Roman miał na sobie. Zabrałam je. Zapytałam, czy te rzeczy były badane.  Pani prokurator powiedziała, że nie, bo to wszystko kosztuje – mówi Krystyna Piątek.


Kobieta chce się dowiedzieć,  jak umarł jej mąż. Dopiero po rozlicznych skargach pani Krystyny ubrania jej zmarłego męża zostały zabrane z jej mieszkania do badań. Wyodrębniono na nich DNA nienależące do zmarłego.


- Chciałabym z całą stanowczością podkreślić, że nie zabezpieczenie tych rzeczy w tamtym czasie i zbadanie w terminie późniejszym nie wpłynęło w negatywny sposób na bieg tego postępowania, nie spowodowało utraty żadnego dowodu – mówi Małgorzata Wojciechowicz rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.


Ślad na ubraniu porównano z DNA pobranym od Stanisława S., na którego posesję zgodnie z zeznaniami świadka miał wchodzić Roman Piątek. Ale ślad był zbyt słaby, żeby stwierdzić kategorycznie, czy to materiał genetyczny Stanisława S. Tymczasem w styczniu mężczyzna zmarł.


- Absolutnie nie mamy z tym nic wspólnego. Ja nie widziałem tego pana na oczy – powiedział nam Wiesław S., brat Stanisława S.*

 

* skrót materiału

 

Reporter: Paulina Bąk


pbak@polsatcom.pl