Sparaliżowany ojciec, autystyczny syn i brak odszkodowania

Piotr Grądalski był szczęśliwym mężem i ojcem do sierpnia 2012 roku. Wtedy uległ wypadkowi podczas rozładunku płyt marmurowych. W wyniku tego zdarzenia pan Piotr ma przerwany rdzeń kręgowy i jest przykuty do łóżka. Kilka tygodni po wypadku od pana Piotra odeszła żona, zostawiając 2-miesięcznego syna. Okazało się, że chłopiec ma autyzm. Pan Piotr jednak nie poddaje się, ale brak odszkodowania od pracodawcy nie pozwala mu na odpowiednią rehabilitację.
Piotr Grądalski z Gdyni ma 31 lat, od 4 lat jest przykuty do łóżka. Zdany jest na pomoc jedynie matki. W sierpniu 2012 roku mężczyzna pomagał przy rozładunku marmurowych płyt, każda o wadze 250 kilogramów. W pewnym momencie cztery płyty w kontenerze przewróciły się na pana Piotra.
- Zostało nam pięć ostatnich płyt. Jedna została poluzowana i uderzyła mnie w głowę, a cztery pozostałe się na nią zsunęły. W efekcie mam złamanie kręgosłupa z przerwaniem rdzenia kręgowego – mówi Piotr Grądalski, który uległ wypadkowi.
- Syn był cały spuchnięty, nie reagował. Uważałam, że on nie przeżyje tego wypadku – mówi Barbara Karasewicz, matka
pana Piotra.
Niepełnosprawność nie była ostatnim przykrym wydarzeniem w życiu pana Piotra. Po wypadku odeszła od niego żona, zostawiając pod opieką sparaliżowanego ojca dwumiesięczne dziecko.
- Miałem akurat wychodzić ze szpitala, cieszyłem się, że idę do żony, uradowany, a tu się okazuje, że żona przyjeżdża i oznajmia mi, że ona ma innego faceta. Zamiast w domu wylądowałem na kardiologii z zapaleniem mięśnia sercowego – mówi pan Piotr.
Pan Piotr dostaje rentę w wysokości tysiąca złotych. Komornik zabiera mu 200 złotych za długi żony, z którą pan Piotr nie może się rozwieść, bo kobieta nie stawia się w sądzie. Pan Piotr pozwał swojego pracodawcę o odszkodowanie za wypadek.
- Pracownik, który dłużej pracował, uprzedził pracodawcę, że do wyładunku jest potrzebny specjalny dźwig. Pracodawca to zlekceważył - mówi pan Piotr.
- Pracodawca podchodzi do tego bardzo ambicjonalnie, cały czas uważa, że wszystko zrobił dobrze, nie ponosi żadnej winy za nic i wszystko zorganizował świetnie. Fakty temu przeczą - mówi Marcin Stojek, pełnomocnik pana Piotra.
Biegli powołani przez sąd jednoznacznie stwierdzają, że błędy przy rozładunku płyt leżą po stronie pracodawcy. Mimo to, sprawa trwa już trzy lata. Antoni M. - pracodawca pana Piotra -nie czuje się winny.
- W pierwszej wersji właściciel obwiniał syna, że niby syn się podłożył ze względu na to, bo chciał pieniędzy – mówi pani Barbara, matka pana Piotra.
- Później twierdził, że byłem pijany. To też nie wyszło. Teraz na sprawie chciał podważać zdanie biegłych, że biegły się myli – mówi pan Piotr.
- Ta płyta poleciała, zagapił się. To tak nie można, każdy też odpowiedzialny jest. Jeden biegły twierdzi tak , drugi biegły inaczej. To jest przepychanka straszna. Jeden będzie przeciwko drugiemu występował byle tylko coś powiedzieć – mówi Antoni M., były pracodawca pana Piotra.
Pieniądze są panu Piotrowi potrzebne na rehabilitację. Większość z nich przeznacza na leczenie i rehabilitację 4-letniego Michała chorego na autyzm. Mama mężczyzny, która opiekuje się synem i wnukiem, walczy o podnośnik, dzięki któremu będzie mogła sadzać pana Piotra na wózek.
- Chcę go wynieść na dwór, czy do lekarza, to po prostu muszę organizować akcję. Córka, zięć i wnuk - mówi pani Barbara.
- Mama tak działa, tak dysponuje pieniędzmi, że starcza nam, ale na rehabilitację akurat nie, bo mały też potrzebuje. On jest teraz ważniejszy. Oddam wszystko, żeby dostać szansę powrotu do zdrowia – mówi pan Piotr. *
*skrót materiału
Reporterka: Klaudia Szumielewicz
kszumielewicz@polsat.com.pl