"Coś musiał widzieć…". Tajemnicza śmierć 12-latka

Dwunastoletni Marek wraz z dwoma kolegami 7 marca uciekł z pogotowia opiekuńczego w Gdańsku. Wrócił jeszcze tego samego dnia, dwie doby później już nie żył... Według wstępnych ustaleń popełnił samobójstwo. Inny z chłopców po powrocie próbował się zabić, a trzeci nie wrócił do dziś. Matka Marka podejrzewa, że był molestowany. Policyjne śledztwo dopiero ruszyło.

Gabriela Heinrich z Gdańska do dziś nie wie, jak umarł jej 12-letni syn Marek. Chłopiec od ośmiu miesięcy był w pogotowiu opiekuńczym w Gdańsku. 9 marca tego roku pani Gabriela rozmawiała z nim po raz ostatni. Późnym wieczorem usłyszała najbardziej tragiczną wiadomość w swoim życiu.

- Przyszło do mnie czterech policjantów, dwie panie i powiedziały, że mój syn się powiesił. Nic więcej. I tak mnie zostawili – opowiada pani Gabriela.

- Postępowanie jest w początkowej fazie. Śledztwo prowadzone jest w kierunku udzielenia pomocy bądź nakłonienia małoletniego do targnięcia się na życie - informuje Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Pani Gabriela i biologiczny ojciec Marka walczyli ze sobą o pozbawienie  władzy rodzicielskiej. To dlatego sąd zadecydował o tymczasowym pobycie chłopca w placówce. Dla chłopca to była dramatyczna decyzja.

- Wypisali mi kartkę jak na psa: proszę go dostarczyć w ten i w ten dzień do godziny 12. Moje dziecko się bało, a ja myślałam, że mi serce pęknie. Pytał, mamusiu, co będzie. Strasznie się bał – rozpacza pani Gabriela.

W pogotowiu opiekuńczym  Marek poznał dwóch kolegów. To z nimi uciekał z ośrodka. Drugi raz 7 marca tego roku, dwa dni przed swoją śmiercią. Nie wiadomo gdzie byli. Wiadomo, że po powrocie jeden z kolegów Marka groził, że chce się zabić. Dziś jest w zamkniętym ośrodku na terapii.  Drugi chłopak do tej pory nie wrócił do ośrodka, nie wiadomo gdzie jest. 

- Z synem jest taki  problem, że jemu się do szkoły nie chce chodzić, nic poza tym. Dwa tygodnie, jak go widziałem. Mówił mi, że jakiś chłopak próbował się powiesić, czy z okna wyskoczyć – opowiada ojciec chłopaka, który nie wrócił z ucieczki.

- Nie wiem, co Marka podkusiło, aby uciec w to miejsce, ale wrócił tego samego dnia. Coś musiał tam widzieć, coś musiało się wydarzyć strasznego, bo raczej moje dziecko stroniło od takich złych rzeczy. Raczej był mądrym chłopcem.  Coś strasznego miało tam miejsce – mówi pani Gabriela.

Udało nam się porozmawiać z matką, której syn po ucieczce próbował popełnić samobójstwo i trafił do zamkniętego ośrodka. 

- Bardzo boi się o własne życie, bo  zapytał się mnie, czy jestem w stanie go ochronić, jak wróci do Gdańska. Coś widział, czy był świadkiem czegoś, nie będę dalej mówiła, ale sama się pani powinna domyślać, o co chodzi nastolatkowi – powiedziała kobieta.

- Prawdopodobnie tam przebywało dwóch mężczyzn, pijanych, nie wiem, co oni tam wyprawiali z tymi chłopakami za szklankę alkoholu, czy jednego papierosa. Staram się o tym nie myśleć – mówi pani Gabriela.
Reporter: Boi się pani, że syn mógł być molestowany?
Pani Gabriela: Tak. Domyślam się, że jeżeli taka sytuacja miała miejsce, to może on nie wytrzymał, wstyd byłoby mu się przyznać, bo on nie znał takiej sytuacji.

Pani Gabriela ma problem z uzyskaniem jakichkolwiek informacji o śmierci swojego dziecka. Z uwagi na dobro śledztwa prokuratura nie chce ujawniać żadnych szczegółów. Rodzina chłopca ma żal, że pogotowie opiekuńcze, w którym Marek miał mieć lepiej niż w domu, nie dopilnowało dziecka.

- To jest bardzo delikatna sprawa i wszystko jest dosyć złożone. Dla nas sytuacja, że umiera młody chłopiec jest niecodzienna. Za wcześnie, aby mówić o jakiejkolwiek odpowiedzialności – powiedział Arkadiusz Kulewicz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku.

- To już zostanie w człowieku do końca życia. Jednak był pod opieką państwa. Żeby sobie u matki coś zrobił, to matka by już dawno siedziała za kratkami, a tam wszystko jest cicho sza – mówi Alicja Krasińska, babcia Marka.

- Mówiłam, synuś, nic ci nie będzie. Ja cię nie zostawię, przecież mam tylko ciebie, no i nie mam go... To są specjaliści? Ja nie wiem, czy to są w ogóle ludzie – rozpacza pani Gabriela.*

* skrót materiału

Reporter: Milena Sławińska

mslawinska@polsat.com.pl