Bili młotkiem po głowie - są bezkarni

Nie ma winnych brutalnego napadu na ajenta punktu skupu złomu w Lublinie. Dwaj mężczyźni zaatakowali Witolda Korolewicza i jego pomocnika w maju 2014 roku. Bili ich młotkiem po głowie. Panu Witoldowi trzeba było wstawić tytanowe wypełnienie czołowej części czaszki. Mężczyzna twierdzi, że rozpoznał jednego z napastników. Sprawę jednak umorzono.

- Jak przyjechałem, to stało ze złomem pięciu ludzi. Strasznie im się śpieszyło. Zważyłem im to i zapłaciłem - opowiada Witold Korolewicz.

– Te same osoby miały przyjść ponownie do tego skupu złomu i dokonać rozboju na właścicielu i osobie, która mu pomagała – dodaje Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

– Przyśpieszonym krokiem wpadli obaj do tego punktu. Od razu zaczął jeden z nich bić mnie tym młotem. Zasłaniałem się jak mogłem. Jak zobaczyli krew, to uciekli. Nie pamiętam, czy upadłem, czy na krześle usiadłem. W każdym razie miałem taką brudną ścierkę, zatkałem nią sobie otwór w głowie, skąd krew szła - wspomina pan Witold.

Napastnicy ukradli z punktu skupu kasetkę, w której było prawie 2000 zł i uciekli. Na miejscu zdarzenia szybko pojawiła się policja i pogotowie. Pan Witold w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Lekarze, którzy go operowali, mieli duże wątpliwości, czy w ogóle przeżyje.

Podejrzani o dokonanie napadu zostali ujęci już kilka godzin później. Mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani, jednak tylko na trzy miesiące. Lubelska prokuratura nie była w stanie jednoznacznie ustalić, co tak naprawdę wydarzyło się w punkcie skupu złomu.

– Ustalono osoby, które w początkowej fazie postępowania, jawiły się sprawcami. Natomiast w toku postępowania nie udało się zebrać wystarczających dowodów na oskarżenie tych osób o te czyny - wyjaśnia Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

– W lustrze weneckim pokazywali mi ich. Nie wiem, tam było 5, 7, 10 osób, ale jednego rozpoznałem - twierdzi pan Witlod.

- Z protokołów przesłuchań nie wynika, aby rozpoznana została wprost osoba  sprawcy zdarzenia. Ponieważ zeznania pokrzywdzonych były rozbieżne i zmieniały się w toku postępowania, postępowanie zostało umorzone. Ustalenie jednej wersji zdarzenia było niemożliwe - mówi Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Witold Korolewicz po tym, co go spotkało, już do końca życia będzie kaleką. Mężczyzna wie, że jego oprawca jest na wolności i w każdej chwili może go znów spotkać. Jedyne, na czym zależy panu Witoldowi, to sprawiedliwość.

- Nie mogę pracować. Mam tysiąc złotych emerytury, tam się zarobiło parę złotych, było inne życie. A w tej chwili... dziadostwo. Byłem inny człowiek, pół zdrowia mi zabrali - rozpacza pan Witold.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl